To zjawisko, które przekracza granice instytucjonalne. Przez wiele lat pola pełniły funkcję oczyszczalni ścieków. Po zakończeniu tego etapu stały się ostoją bioróżnorodności, miejscem rekreacji i areną praktyk artystycznych, realizowanych przez galerię sztuki współczesnej. Z Katarzyną Roj, zastępczynią dyrektora ds. programu, promocji i edukacji w BWA Wrocław, rozmawia Maciej Kozłowski.
Wrocławskie Pola Irygacyjne to temat, któremu poświęciłaś wiele uwagi. Co to za miejsce?
Jeszcze w XVIII wieku były to pola uprawne. Na starych mapach można dostrzec fragmenty istniejącego tam folwarku. Na pewno jest to starorzecze, co widać po kształcie jaki przyjęły obecnie trzcinowiska. Ich rysunek oddaje w terenie dawne koryto Odry. BWA Wrocław w swoich działaniach koncentruje się na okresie, który rozpoczął się od włączenia tego terenu do infrastruktury miejskiej. Co nastąpiło w drugiej połowie XIX wieku, kiedy w ówczesnym Breslau podjęto decyzję o rozbudowie kanalizacji. Wtedy ten teren przeznaczono na naturalną oczyszczalnię ścieków, żeby nie trafiały one bezpośrednio do Odry.
Technologia pól irygacyjnych była już wtedy rozpowszechniona w Europie. Za jej pionierów uznaje się Brytyjczyków, ale jest to technologia znana na całym świecie, szczególnie w Azji i na Bliskim Wschodzie. Bardzo dobrze przyjęła się we wschodnich Prusach, ze względu na odpowiednie regulacje prawne. Ponieważ ówczesne pola irygacyjne znajdowały się w dużej mierze na obecnych terenach zachodniej Polski, możemy odnaleźć wiele reliktów tych rozwiązań. Najlepiej rozpoznane są te we Wrocławiu i Gdańsku.
We Wrocławiu pola irygacyjne pełniły swoją funkcję przez 134 lata. Zostały uruchomione jako miejska oczyszczalnia ścieków prowadzona metodą gruntową w czerwcu 1881 roku. Przestały być częścią infrastruktury kanalizacyjnej w 2015 roku, kiedy wygasły pozwolenia wodno-prawne. Rozwiązanie techniczne służyło najpierw Niemcom, potem służyło Polakom, czyszcząc nieczystości raz jednych, raz drugich. To oczywiście uproszczenie ponieważ pola czyściły nieczystości wszystkich grup społecznych, klasowych i etnicznych. Do tego mamy tu do czynienia z typowym dla Breslau/Wrocławia kontinuum infrastrukturalnym. Dla mnie kluczowe jest to, że pola mają niesamowity potencjał ekologiczny.
Czy BWA Wrocław zajmując się tym tematem koncentruje uwagę na ekosystemie?
Od początku traktowaliśmy pola jako złożony, ewoluujący organizm. Teraz po latach użytkowania pola odzyskują swój oficjalny, przyrodniczy status. Ale wśród ornitologów były znane jeszcze przed I wojną światową. Po wojnach, gdy pola były już polskie, nabrały podmokłego charakteru, choć nigdy nie były planowane jako mokradło. Wręcz przeciwnie. Na historycznych zdjęciach widać bardzo subtelny rysunek suchych, dobrze zorganizowanych pól z całym systemem irygacyjnym, którego celem było równomierne rozprowadzanie ścieków na poldery.
Pola były bardzo higieniczne, sprawnie oczyszczały ścieki. Obsadzono je drzewami owocowymi, które miały poprawić wizualny charakter tego miejsca. Czytamy też w opracowaniach niemieckich, że te nasadzenia drzew owocowych miały wzmacniać bioróżnorodność oczyszczalni. W latach 80. Wrocław osiągnął szczytowy poziom jeśli chodzi o konsumpcję wody, a więc i produkcję ścieków. Pola zaczęły puchnąć.
Z dzisiejszej perspektywy możemy powiedzieć, że wydarzył się wtedy przyrodniczy cud. Zaczęło powstawać mokradło. Większość światowych bagien zniknęła w efekcie celowego osuszania. A tu, w bardzo bliskiej, wręcz fizjologicznej relacji z człowiekiem, następował proces odwrotny. To był efekt niezamierzony w tej technologii, wynikał z nadpodaży ścieków. Jednocześnie to jeden z powodów finalnej decyzji o przekierowaniu ścieków do chemicznej oczyszczalni w Janówku.
Kiedy ścieki przestały zasilać pola to miejsce zaczęło stopniowo wysychać. Podczas inwentaryzacji przyrodniczej prowadzonej w 2009 roku widać, że to mokradła. Ale już w 2015 roku to miejsce przypominało bardziej łąkę. Tego samego roku wybuchł ogromny pożar, najprawdopodobniej na skutek niedopałka papierosa wyrzuconego z okna przejeżdżającego pociągu. Bardzo trudno było go ugasić. Wykorzystano do tego celu wodę z Odry.

Bliskość rzeki była dla was istotna?
Dla wielu grup jest to ważny aspekt w działaniach aktywistycznych. Często powracają głosy, by wykorzystać wodę z Odry do podtrzymania ekosystemu podmokłego. Nie jest to niestety łatwe, ze względu na ukształtowanie terenu i to jak pola zostały zaprojektowane przez Eduarda Wiebe. Oprócz sączków, kanałów i przepompowni duże znaczenie ma grawitacyjny odpływ wody do rzeki, więc ponowne nawodnienie tych pól jest wyzwaniem.
Rozwój tej koncepcji wymaga zaangażowania spółki MPWiK, która jest zarządcą tego terenu należącego do miasta. Spółka ogłosiła jakiś czas temu przetarg na opracowanie analizy techniczno-ekonomicznej budowy by-passu kolektora Odry, tak by pola zasilać wodą odzyskaną ze ścieków. Byłby to piękny zwrot akcji. Pola, które pełniły funkcję oczyszczalni, na „emeryturze” zasilane byłyby wodą odzyskaną. Pomogłoby to utworzyć rezerwat o charakterze mokradłowym, bo taki jest plan. Prezydent Wrocława Jacek Sutryk i jego zespół złożyli taki wniosek do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Na razie zaplanowane są tam zastawki i tamy, co nie przywróci mokradła na całej powierzchni pól.
Z drugiej strony słyszę głosy wątpliwości. Co jeśli utworzenie rezerwatu mokradłowego wiązałoby się z dużą ingerencją technologii i intensywnymi pracami w terenie? Alternatywnym scenariuszem byłoby więc asystowanie temu ekosystemowi w zmianach i wspieranie sił natury. Prototypowanie rozwiązań, nie jednego, a wielu, w zależności od miejsca i przyrodniczego kontekstu. Obserwowanie, jak organizm pól na nie odpowiada. Wymagałoby to wielkiej elastyczności i gotowości na to, że nie wiemy do końca, jaki będzie rezultat naszych działań.
Dla mnie ekologia jest sztuką – wymaga tzw. ucieleśnionej wiedzy i specyficznej wrażliwości, która pozwala dostrzec potencjał tam, gdzie go jeszcze nie ma. To trochę jak w macierzyństwie – ostatecznie chodzi o to, by organizm, którym się opiekujemy był odporny i samowystarczalny. W tym wszystkim chodzi też o to, by nie przejmować zbytniej kontroli, tylko asystować i wspierać w rozwoju.
Przejdźmy do wystawy zorganizowanej przez BWA Wrocław w 2021 roku pod tytułem „Pole Regeneracji. Wrocławskie Pola Irygacyjne”
Wystawę zorganizowaliśmy w Galerii Dizajn, z którą byłam ściśle związana przez długie lata. Przypadła na okres pandemiczny, czyli moment podważania status quo w instytucjach kultury. Musieliśmy się nauczyć innych metod działania, dystrybuowania wiedzy i prowadzenia projektów. Już wcześniej się na te zmiany zanosiło. Ale po wybuchu pandemii poczuliśmy, że stare formaty wymagają odświeżenia.
Wątkiem przewodnim w galerii od wielu lat była regeneracja. Nie tyle w perspektywie ludzi, co w perspektywie ekosystemów. Trudno w to uwierzyć dzisiaj, kiedy mamy to doświadczenie za sobą, ale gdy wybuchła pandemia to zakazano wstępu do parków i lasów. Wszyscy szukaliśmy przestrzeni do spacerów, właśnie w otoczeniu przyrody.
Idąc tym tropem chciałam zobaczyć jak się pracuje z siedliskami, wprowadza rozwiązania oparte na przyrodzie. Na te potrzeby szukałam różnych scenariuszy możliwych do zrealizowania we Wrocławiu. Żeby zobaczyć jak mogą wyglądać negocjacje pomiędzy czymś, co jest żywe, a człowiekiem z jego potrzebą kontroli. Pola irygacyjne świetnie się w to wpisywały.
__
__
Zdjęcie otwierające wywiad: Kacper Kowalski, Wrocławskie Pola Irygacyjne, dzięki uprzejmości BWA Wrocław