Czy działalność wystawiennicza może współgrać z aktywizmem i wzmacniać efekty środowiskowe? Jak doświadczenia wyniesione z Wrocławskich Pól Irygacyjnych – o których więcej w pierwszej części wywiadu – przełożyły się na myślenie o krajobrazie wokół instytucji kultury? Z Katarzyną Roj, zastępczynią dyrektora ds. programu, promocji i edukacji w BWA Wrocław, rozmawia Maciej Kozłowski.
Kiedy osobiście trafiłaś na Wrocławskie Pola Irygacyjne i skąd ten pomysł by podjąć na nich działania artystyczne?
To są dwie historie. Kilka lat przed rozpoczęciem prac nad wystawą zostałam zaproszona na randkę w okolicę przepompowni Rędzin, która jest typowym dla Dolnego Śląska ceglanym, poprzemysłowym obiektem. Z tego romantycznego wydarzenia zapamiętałam przede wszystkim obezwładniający zapach. To było tuż po tym jak pola przestały pełnić funkcję oczyszczania ścieków. Historię tę przypomniałam sobie jednak po latach i raczej nie miała wpływu na moją późniejszą relację z polami.
Ponownie trafiłam na pola w 2020 roku razem z fotografem Łukaszem Rusznicą i naszą przewodniczką, Joanną Nawrot, która jest blisko związana z tym miejscem, ponieważ jest mieszkanką pobliskiego osiedla i zasiada w jego radzie. Wtedy po zapachu nie było śladu. I samo miejsce zrobiło na mnie zupełnie inne wrażenie. Jakbym widziała je po raz pierwszy.
Wrocławskie Pola Irygacyjne są olbrzymie. Można w ich obrębie trafić w wiele różnych rejonów bez świadomości, że to jest jeden i ten sam organizm. Pola wyglądają jak przestrzeń rustykalna, ale są usytuowane w obrębie granic Wrocławia, między Osobowicami, Świniarami, Rędzinem. Na mapie to północno-zachodni skraj miasta, widoczny jako zielona przestrzeń o powierzchni ponad 1200 hektarów.

Opowiedz trochę o przygotowaniach do wystawy w Galerii Dizajn, o której wspomnieliśmy już w pierwszej części naszej rozmowy.
Odwiedzałam pola z artystami, projektantami. Dzieliłam się narastającą fascynacją tym miejscem. Zebraliśmy wspólnie wiele pomysłów, pytań i tematów. Choć wcześniejsze założenia były znacznie obszerniejsze, zdecydowałam się zrobić wystawę wyłącznie o polach, ale przez pryzmat projektowania regenerującego.
W ramach researchu badałam też potencjał społeczny tego miejsca. Pierwszą informacją jaką odnalazłam była kampania Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA prowadzonego przez Radosława Gawlika. Zwrócił uwagę na suszę, która potęguje zanieczyszczenie tego miejsca. Z kolei raport z 2019 roku, napisany m.in. przez ornitolożkę Beatę Czyż, architektkę krajobrazu Aleksandrę Gierko i społecznika Marka Nowaka zawierał propozycję prawnego zabezpieczenia tego miejsca na cele edukacyjne i rekreacyjne dla mieszkańców Wrocławia.
Aleksandra Gierko badała tę przestrzeń w kontekście berlińskich pól irygacyjnych. Stamtąd czerpiemy przykład, że są to przestrzenie o dużym znaczeniu rekreacyjnym. Nawiązaliśmy kontakt z berlińskim Hobrechtsfelede, które są częścią parku krajobrazowego Barnim. Dr Paul Haertner, ich dyrektor, przyjął nas u siebie, a następnie berlińska delegacja pojawiła się u nas. Jest olbrzymi potencjał współpracy, bo uzyskaliśmy wsparcie Senatu Berlina.
Czym dłużej eksplorowałam temat Wrocławskich Pól Irygacyjnych tym więcej pojawiało się nowych wątków. Odnalazłam chociażby „Kroplę”, jeden z pierwszych wrocławskich magazynów aktywistycznych, ekologicznych. Wydawany był w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. I tam również pola pojawiały się jako temat wymagający debaty. W okresie transformacji ustrojowej Radosław Gawlik, ówczesny poseł na Sejm, zorganizował posiedzenie na Odrze poświęcone właśnie polom.
Tym tropem poznałam też Ryszarda Malarskiego, który w latach dziewięćdziesiątych zaangażował się w ochronę pól na wypadek ich nagłego zamknięcia. Ten wątek sięga lat 70. Już wtedy środowiska aktywistów upominały się o los pól po zakończeniu ich działania w ramach infrastruktury oczyszczającej ścieki.
Te wszystkie tropy pokazują, że pola są olbrzymie nie tylko jako organizm przestrzenny, ale też jako pole społeczne, złożone z wielu środowisk. Od ludzi zainteresowanych urbexem, przez ptasiarzy, którzy pokochali to miejsce za jego siedliskowy, bagienny charakter. A wszystko to wydarzyło się dzięki hydrotechnice, która też ma swoich orędowników. Siłowanie się tych środowisk było elementem doświadczenia pracy nad wystawą.
Jak tworzenie tej wystawy zmieniło BWA Wrocław jako instytucję?
Była to dla nas pewna nowość, że projekt nie kończy się wraz z finisarzem, tylko pozostaje przedmiotem stałych dociekań. Ekosystem nie trafia do archiwum tak jak dokumentacja wystawy. Od tamtego czasu mamy też większe zapotrzebowanie na działania partnerskie pomiędzy środowiskami naukowymi, artystycznymi i projektowymi.
Wtedy zrozumieliśmy, że wzajemnie się uzupełniają, inspirują. Rygor naukowy zestawiony z bardziej spekulatywnym podejściem w sztuce daje ciekawe efekty. Obydwa te ujęcia wiele wnoszą. Dla przykładu. Kiedy przygotowywaliśmy wystawę na polach miasto zleciło inwentaryzację przyrodniczą.
Okazało się, że dysponujemy zaskakującym bogactwem gatunków. Natomiast w społecznym odbiorze to po prostu lista roślin umieszczona w dokumencie. Dlatego Monika Opieka, jedna z naszych artystek, pracowała w medium zapachu i stworzyła na tę wystawę kolekcję 36 zapachów, w tym nieprzyjemnych, związanych z funkcją oczyszczania.
Wykorzystała wspomnienia różnych osób, poszukując zapachowych śladów w pamięci. Perfumy powstały na bazie tych samych roślin, które zostały wylistowane przez botaników. Ale w kategoriach oddziaływania na wyobraźnię odbiorców wystawy, opowiadanie historii na podstawie zapachów i więzi ludzi z miejscem ma o wiele większą siłę niż sucha lista gatunków. To było zaskakujące dla wielu osób, że narzędzia artystyczne tworzone na bazie doświadczeń zmysłowych tak dobrze pasują do dyskursu aktywistycznego. Takimi narzędziami sztuka buduje zaciekawienie tematami przyrodniczymi.

Czy kontynuujecie tamte działania?
Po dwóch latach od wystawy, w 2023 roku realizowaliśmy z grupą Centrala projekt Odrodzenie gleby. Odbył się on w ramach szerszego, międzynarodowego formatu, jakim było Laboratorium Badań nad Szczęściem. Inicjatorem był warszawski oddział Goethe-Institut. W zespole kuratorskim znaleźli się Bogna Świątkowska, Miodrag Kuč, Matthias Einhoff. Założenie było takie, że instytucje kultury mogą pełnić funkcje, które przypisujemy zazwyczaj komercyjnym biurom badań i rozwoju. Mogliśmy więc sformułować pytania i szukać na nie odpowiedzi, ale w sposób typowy dla sztuki. Pracowaliśmy więc metodami innymi niż firmy technologiczne.
Każda z instytucji podjęła inny temat. Realizowany przez nas wątek gleby pojawił się już podczas pracy nad wystawą o polach. Wtedy grupa Centrala zaproponowała trzy scenariusze przyszłości Wrocławskich Pól Irygacyjnych. Jeden zakładał pełną naturalizację tego miejsca. Drugi uwzględniał różne mechanizmy także inżynieryjne, które miały tworzyć mozaikę, która pomoże w adaptacji tego miejsca do nowej sytuacji.
Założenie było takie, że pola są sumą różnych organizmów, ekosystemów tworzących jedną całość. To one wyznaczały kierunek. Rola człowieka miała w tym scenariuszu polegać na wspieraniu tych różnorakich tendencji. Trzeci scenariusz zakładał, że pola irygacyjne tworzą element metabolizmu miasta, co dawało wyraz idei cyrkularnej.
W tym kontekście warto przypomnieć, że ścieki w XIX wieku stawały się nawozem, z którego okoliczni rolnicy korzystali uprawiając buraki cukrowe, tytoń. Rośliny na nich wychodowane trafiały z powrotem do miasta. Korzystali z nich więc ci sami mieszkańcy, którzy produkowali ścieki, ich żołądki trawiły warzywa, ciała wydalały, a ścieki docierały na pola irygacyjne. Wszystko funkcjonowało w cyklu.
Wyobraźnia na temat metabolizmu miasta bardzo się zmieniła. To było jedno z naszych odkryć w tym projekcie. Współczesna wizja przestrzeni zurbanizowanej to miasto higieniczne. Odcięte infrastrukturą od wszystkich brudnych procesów. Ten ideał wyraża piękno i czystość. Oczyszczalnie ścieków i wysypiska śmieci są więc ukryte przed wzrokiem.
Centrala zaproponowała żeby wrócić do idei cyrkularności, skorzystać z systemu kanałów, który już na polach jest, po to by uprawiać rośliny hydrobotaniczne. Mógłby to być także zalążek miejskich plantacji. A przy okazji inspiracja dla mieszkańców do zakładania oczek wodnych i rozwijania hydroponiki. To był także impuls do oczyszczania stawów, miejskich jeziorek i oczek wodnych. Koncentrowaliśmy się też na glebie.
Na czym polegał projekt związany z glebą?
Powszechne wzbogacanie ziemi ogrodowej torfem jest dużym obciążeniem dla środowiska. Zadaliśmy więc pytanie o nasze własne zasoby. Znów sięgnęliśmy po postulat regeneracji, tym razem gleby. Postanowiliśmy rozwinąć ideę miejskich banków glebowych. Przyjrzeliśmy się praktykom deweloperów. W trakcie budowy zbiera się wierzchnie warstwy ziemi. Potem są składowane i wietrzeją, choć nieraz są cenne przyrodniczo i mogą być zalążkiem bioróżnorodności. Uznaliśmy, że warto z tej gleby korzystać w sposób zrównoważony. To był nasz punkt wyjścia w projekcie Laboratorium Badań nad Szczęściem.
Na interwencję wybraliśmy Ryneczek Jemiołowa. To wspaniały bazarek na jednym z osiedli w dzielnicy Gajowice. Przygotowaliśmy prototyp Glebaka, czyli naszego dystrybutora ziemi, i pozostawiliśmy go dla mieszkańców. Pozyskaliśmy do niego wysokogatunkową ziemię z Jagodna. To dzielnica, w której działki rolne są przekształcane pod zabudowę mieszkaniową, a ziemia traktowana jest jako odpad. Zanim trafiła do mieszkańców wzbogaciliśmy ją dzięki współpracy z wrocławską kompostownią, z użyciem zielonych odpadków pochodzących od mieszkańców.
Glebak jest wyposażony w łopatki do samoobsługi. Mogliśmy więc obserwować jak ludzie korzystają z takiego rozwiązania. Naszą intencją było uzmysłowienie mieszkańcom, że gleba nie jest towarem a tym bardziej odpadem, tylko wspólnym dobrem, elementem gospodarki cyrkularnej. Dzięki temu stworzyliśmy prototyp polityki glebowej.
Jak działania wokół Wrocławskich Pól Irygacyjnych wpłynęły na BWA Wrocław jako instytucję?
Pogłębiła się nasza więź z krajobrazem. Najlepiej to widać po tym jak podchodzimy do przygotowania naszej nowej siedziby. Będzie zlokalizowana w dawnej hali Kraftpostu. Mieściła się tam linia montażowa żółtych autobusów, które były niemiecką wizją nowoczesnej poczty na Dolnym Śląsku. Równie ważne jest dla nas to jak nowa siedziba wkomponuje się w otoczenie.
Przed budynkiem jest spory zabetonowany plac, na którym chcemy utworzyć ogród by retencjonować w nim wody opadowe. Może uda się stworzyć tam otwarty staw. Myślimy o tym jako żywej rzeźbie, pracujemy nad tym z rzeźbiarzem Olafem Brzeskim i projektantką dzikich ogrodów Małgorzatą Piszczek. Chcielibyśmy wykorzystać wodę szarą z budynku, nie jest to proste, właściwie to niemożliwe, jak słyszymy od specjalistów. Z drugiej strony musi zmienić się prawo odnośnie gospodarowania szarą wodą w przestrzeni publicznej. Zwiedzałam ostatnio publiczny ogród w Arles zasilany wodą z toalety Atelier Luma, instytucji kultury. Galerie i muzea mają olbrzymi potencjał prototypowania rozwiązania i zmieniania status quo.

BWA Wrocław wychodzi poza swoje mury?
Krajobraz stał się dla nas tematem strategicznym, wyróżnia nas programowo. Gdy publikujemy kalendarz wydarzeń odnosi się on do pór roku. Jest inspirowany cyklami przyrodniczymi. Co wiąże się zarówno ze zmienną pogodą jak i naszą zmienną gotowością do aktywności poza domem. Nasza oferta nie może być nastawiona na jedną temperaturę, czy jeden poziom natężenia światła. Chcemy afirmować zmienność i dyskomfort z tym związany.
Chcemy budować miejsce dla ludzi, ale w takiej relacji z otoczeniem pozaludzkim. Wpisuje się to w koncepcję praktyk post-artystycznych, żeby przywołać choćby postać Jerzego Ludwińskiego. Kultura to nasz dom. Tak samo jak cała sieć powiązań z życiem dookoła nas, jesteśmy tylko jednym z jej agentów. Dlatego można powiedzieć, że BWA Wrocław jest instytucją naturokultury.
Czy to myślenie pojawia się w innych, znanych Ci instytucjach?
Dużą inspiracją jest dla nas Luma Arles. Powstała we Francji podobna przestrzeń, tylko prowadzona przez fundację. Założycielką jest Maja Hoffmann, kolekcjonerka, ale też córka konserwatora przyrody, ornitologa. Nikogo więc nie zaskakuje fakt, że budynki Luma Arles otacza naturalistyczny ogród.
To typowy teren poprzemysłowy adaptowany na działalność wystawienniczą związaną ze sztuką, designem. Czuję z nimi pokrewieństwo głównie ze względu na wspomnianą inicjatywę Atelier Luma. To rodzaj pracowni, w której interdyscyplinarny zespół projektantów szuka różnych praktycznych rozwiązań, między innymi materiałowych.
Każdy miłośnik malarstwa wie, że Arles słynie ze słoneczników. Natomiast jeśli odłoży się kontekst związany z historią sztuki to można dostrzec wokół miasta współczesne monokultury słoneczników. Instytucja zadała więc pytanie nie o Van Gogha, tylko o to co zrobić z biologicznymi odpadami produkcyjnymi.
Tą metodą powstały pomysły na słonecznikowe kompozyty, z których można uzyskać materiały budowlane, stosowane jako zamiennik drewnianych desek. Grupa projektowa działająca w Atelier Luma przyjrzała się też monokulturom ryżowym. Okazuje się, że po uzyskaniu ziaren resztki roślin da się wykorzystać do tworzenia falochronów w linii brzegowej.
Masz jakieś przykłady z Polski?
Inspirujące są działania Biura Usług Postartystycznych, które ma na uwadze kwestie społeczne, ale sięga mocno po wątki ekologiczne. Biuro działa chociażby w Opolnie-Zdroju, gdzie upomina się o krajobraz wokół kopalni Turów. Bliska jest nam też Grupa Zakole, opiekująca się Zakolem Wawerskim. Warszawskie działania wspiera Krytyka Polityczna co umożliwiło zaprojektowanie całego procesu artystyczno-badawczego do pracy z krajobrazem.
Tych grup jest niewiele, więc podejmując wątki na styku sztuki, ekologii i aktywizmu prowadzimy jednocześnie negocjacje ze środowiskiem artystycznym. Część osób związanych ze sztuką chciałaby postrzegać BWA Wrocław głównie jako instytucję wystawienniczą, niekoniecznie tak mocno skoncentrowaną na całej sieci życia. I w ten głos będziemy się musieli wsłuchać, natomiast w obecnych czasach polikryzysu nie wyobrażam sobie innego stylu prowadzenia instytucji. Projektowanie spekulatywne, typowe dla sztuki, to strategia budowania społecznej i środowiskowej odporności.
__
Zdjęcie otwierające wywiad: Kacper Kowalski, Wrocławskie Pola Irygacyjne, dzięki uprzejmości BWA Wrocław