Czy da się zaprojektować idealną przestrzeń do życia? Planowanie miasta to ciągłe poszukiwanie odpowiedzi na to jedno pytanie. Na niewielkim obszarze trzeba pomieścić drogi, osiedla, biurowce, tereny rekreacji i zieleni. Dla nas kluczowe są budynki mieszkalne, szkoły oraz miejsca pracy, bo tam spędzamy najwięcej czasu. Czy przyroda też potrzebuje takich wysp, czy korytarzy, na których ogniskuje się życie miejskich zwierząt i roślin? To kolejny tekst z naszej serii o bioróżnorodności. Zmień perspektywę. Przejdź na dziką stronę miasta.
To tam przekonasz się, że nie ma w twojej miejscowości obszarów cenniejszych dla żywych organizmów niż ostoje bioróżnorodności – przez specjalistów nazywane są one strefami biocenotycznymi. Są to obszary, na których przyroda zyskuje więcej swobody. To miejsca, które są schronem, sypialnią, stołówką i składem budowlanym dla dziko żyjących gatunków.
Jak działa ostoja bioróżnorodności?
Ekosystemy potrzebują… spokoju. Dlatego główną regułą panującą w ostojach bioróżnorodności jest ograniczanie wszelkich zabiegów, koszenia trawy, czy nadwodnych szuwarów, przycinania gałęzi, ciągłych wizyt ludzi i zwierząt domowych. Czym mniej obecności ludzi w takim miejscu, tym więcej przestrzeni dla naturalnych procesów, które pozwalają rozwijać się florze i faunie.
A czego jest tam więcej? Na przykład martwego drewna, w którym toczy się życie owadów, grzybów, ptaków, drobnych ssaków. Czasami to sterty gałęzi, innym razem zamarłe drzewa, w których ptaki znajdą komfortowe dziuple na wyprowadzenie lęgów. A jeśli to staw, zobaczymy wokół niego szuwary, w których gniazda wiją ptaki, kryją się płazy i rozwijają owady. Niezależnie czy przestrzenie te nazwiemy ekostrefami, miejskimi ostojami bioróżnorodności, strefami dla natury czy dzikariami – jak to ma miejsce w Cieszynie – cel jest jeden. Stworzyć ostoje – od małych po duże – gdzie respektujemy naturalną sukcesję, swobodny wzrost roślin, rozrodcze potrzeby zwierząt i cykle przyrodnicze zależne od pór roku.
Czy mogę korzystać z ostoi bioróżnorodności?
Dla mieszkańców, ostoje to bank naturalnych zasobów. Tak jak park narodowy chroni przyrodę w skali kraju, tak strefa biocenotyczna chroni przyrodę w skali miasta, dzielnicy, osiedla. Bezpośredni kontakt z dziką przyrodą pozwala nam się zregenerować psychicznie i fizycznie. Zapachy wydzielane przez rośliny dostają się przez płuca do krwii i wzmacniają naszą odporność na choroby. Śpiew ptaków pobudza mózg do pracy w zakresie fal alfa, odpowiedzialnych za kreatywność i zrelaksowany nastrój. Nawet obserwowanie bogactwa naturalnych kolorów pozwala nam się łatwiej zrelaksować obniżając poziom hormonów stresu. O wszystkim tym przeczytacie w książce „Dobro natury. Jak przyroda może polepszyć nasze życie”, brytyjskiej badaczki Kathy Willis.
Jest jedno ale. Ostoje bioróżnorodności nie są przeznaczone do rekreacji. Bardziej skorzystamy z ich obecności, jeśli pogodzimy się, z tym, że ich funkcja jest inna niż w przypadku trawnika koszonego pod koc piknikowy. Więc gdy widzimy taką strefę poruszajmy się tylko po wyznaczonych ścieżkach, jak po szlakach w parku narodowym.

Gdzie mogą powstawać takie ostoje?
Potencjalnych lokalizacji jest wiele. Mogą to być nieużytki, miejskie parki – również historyczne, po konsultacji z konserwatorem zabytków. Sprawdzą się także tereny wzdłuż ciągów komunikacyjnych czy na osiedlach mieszkaniowych. Ważne jest by powstała sieć takich miejsc i by lokalizacje uwzględniały kontekst przestrzenny, potrzeby mieszkańców i kulturowe tradycje. Jeśli mieszkańcy od lat opalają się na danym trawniku, to nie ma sensu urządzać na nim ostoi bioróżnorodności, ale jeśli to zarośla, które odwiedzają ptasiarze, aż się prosi by takie miejsce zachować w formie nienaruszonej. Ostoje te świetnie sprawdzają się na styku istniejących ekosystemów, między lasem a łąką czy wzdłuż zbiorników wodnych, bądź starych zadrzewień. Wszędzie tam, gdzie łączą się różnorodne zbiorowiska roślin. W miastach bywają to również obszary tak zwanej czwartej przyrody. Za terminem tym kryją się tereny poprzemysłowe, opuszczone torowiska, czy otoczenia niedziałających fabryk, ponownie zasiedlone przez przyrodę.
Jakie korzyści dają ostoje bioróżnorodności?
Jak już wspomnieliśmy, ich główną rolą jest wzmacnianie różnorodności gatunków. Chronią kluczowe dla danego regionu siedliska, bywa że zawierają rzadkie gatunki. To wszystko zwiększa stabilność miejskich ekosystemów. W czasie zmiany klimatu, której doświadczamy, taka różnorodność gatunków zapewnia odporność potrzebną na okresy upałów, susz czy ulewnych opadów. Gdy dochodzi do takich zjawisk, różnorodne biologicznie stanowisko szybciej się regeneruje.
Ponadto, ostoje bioróżnorodności tworzą korytarze ekologiczne, wspierające migrację zwierząt i łączące rozproszone siedliska w mieście z terenami podmiejskimi. Zapewniają też wysokiej jakości usługi ekosystemów, takie jak magazynowanie wody. Pamiętajmy, że czym gęstsza roślinność tym lepsze biofiltry, a czyszczą one nie tylko wodę, ale i powietrze. Zieleń miejska pochłania około 70 kg zanieczyszczeń na hektar.
Dla mieszkańców, ostoje te stanowią cenne przestrzenie edukacji przyrodniczej. Dużo pisze się o deficycie kontaktu młodych pokoleń z przyrodą. Co wywołuje lęk, nawet przed dotykaniem roślin. Świadomość ekologiczną najlepiej zdobywać w pobliżu domu, podczas codziennych spacerów. Strefa biocenotyczna w mieście daje takie możliwości. Ważną funkcję pełnią wtedy działania informacyjne wyjaśniające cel i zasady funkcjonowania stref, co pomaga nam zrozumieć i docenić dziką przyrodę. O czym warto opowiedzieć dzieciom.
Oferta zarządów zieleni i lasów miejskich jest coraz bardziej wyrafinowana pod tym względem. Od pikników dla mieszkańców, akcji sadzenia, przez darmowe lekcje dla szkół, po podcasty, które można odtworzyć na telefonie bądź w samochodzie, w drodze do szkoły i pracy. Widać również, że prestiżowe osiedla deweloperskie uwzględniają coraz częściej naturalistyczne tereny zieleni. Projektowanie nowoczesnej przestrzeni może iść w parze z promowaniem rodzimych gatunków czy dzikiej, wielopiętrowej zieleni z udziałem drzew, krzewów i bylin.
Czy taka strefa może powstać w pobliżu mojego miejsca zamieszkania?
Miejscy ogrodnicy to ludzie zaangażowani i wsłuchani w potrzeby mieszkańców. Są też oddani przyrodzie, jednak muszą balansować różnorodne potrzeby ludzi. Powszechne i dobrze rozpoznane są aktywności sportowe czy pikniki. Jeśli w rozmowie z administratorem swojego budynku podzielisz się swoimi przyrodniczymi obserwacjami, lub opowiesz o balkonie czy przydomowym ogródku, w którym starasz się tworzyć warunki dla różnorodności biologicznej, tym bardziej ośmielisz administratorów do wyznaczania stref biocenotycznych. Nic nie działa tak dobrze na specjalistów jak świadomość, że mieszkańcy rozumieją współczesne wyzwania i potrafią im wyjść naprzeciw.
Jeśli sadzisz na balkonie rośliny miododajne, a podczas remontu bloku postulujesz montaż budek lęgowych, zostawiasz dla jeży opadłe liście oraz gałęzie i prowadzisz swój kompostownik, w kolejnym kroku możesz postulować działania prowadzone w skali osiedla, najlepiej w porozumieniu z innymi mieszkańcami. Zarząd zieleni bądź osiedla może wyznaczyć ostoje i nowy harmonogram rzadkiego koszenia, zdecydować się na renaturyzację choć części brzegu pobliskiego stawu. Może też zalecić firmie opiekującej się drzewami większą wybiórczość w przycinaniu suchych gałęzi w miejscach, gdzie nie ma ruchu pieszych. W zasobach Fundacji Sendzimira znajdziesz wiele materiałów, którymi możesz podzielić się z zarządcą, jeśli w Twoim mieście nie powstały jeszcze standardy utrzymania zieleni nastawione na ochronę bioróżnorodności.
Przy tworzeniu mini-stref ważne jest bezpieczeństwo, zwłaszcza w kontekście pozostawiania martwego drewna stojącego. Kluczowa jest także akceptacja społeczna – nawet zwykłe zagadywanie sąsiadów o celach i korzyściach takich działań oraz wyjaśnianie, że „nieuporządkowany” przyrodniczo teren jest świadomym działaniem dla żyjących na nim gatunków. Tu także jest przestrzeń do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami i przekonywania, że ostoje bioróżnorodności to rozwiązanie odpowiednie dla przestrzeni miejskich. Urzędy czy rady osiedlowe potrzebują wsparcia i argumentów za tworzeniem stref biocenotycznych. Łatwiej o takie inicjatywy gdy są one odpowiedzią nie tylko na głosy profesjonalistów, przyrodników, architektów krajobrazu, ale też mieszkańców zainteresowanych obserwowaniem przyrody w najbliższym otoczeniu.

Czy takie miejsca są dla mnie bezpieczne?
W strefach biocenotycznych panuje przyrodnicza swoboda, co nie jest równoznaczne z zaniedbaniem. Bezpieczeństwo wokół stref jest kluczowe. Dlatego zdarza się, że obok zamierających drzew zobaczymy dyskretny płotek lub ostrzeżenie, że opadające gałęzie mogą być przeszkodą podczas rekreacji. Wokół stref zobaczymy też naturalne bariery, stosy gałęzi i niewykoszone pasy zieleni, sugerujące ich przeznaczenie. Są to miejsca monitorowane. Regularnie zbiera się w nich śmieci, by zdrowy rozgardiasz panujący w przyrodzie, nie był mylony z brakiem nadzoru.
Zagęszczenie krzewów i leżące bądź stojące martwe drewno, czy zalegające zeszłoroczne liście, nie zawsze wydają się nam na miejscu. Ale to „wyposażenie” preferowane przez grzyby, mikroorganizmy, rośliny i zwierzęta. To gwarant obiegu materii, żyzności gleby i odpowiedniego ukształtowania terenu. My mamy nasze projekty wygodnych osiedli, deptaki i pawilony handlowe, zwierzęta mają swoje zielone „wieżowce”, które my nazywamy drzewami, i „targowiska” z wszelką materią pochodzenia organicznego. Dla wielu gatunków tak właśnie wyglądają idealne warunki do godnego życia. Ostoje bioróżnorodności możemy więc traktować jak stały adres naszych sympatycznych, dzikich sąsiadów.
Zarządy zieleni zazwyczaj dbają o to by w pobliżu osiedli znalazło się wystarczająco dużo wygodnych i przejrzystych polan piknikowych, na których zorganizujemy urodziny, ścieżek dla biegaczy i siłowni dla hardych seniorek i seniorów dbających o kondycję. Ostoje bioróżnorodności umiejscawia się więc w tych zakątkach, w które ludzie z zasady mniej chętnie się zapuszczają. Choć, wiadomo, że każdemu zdarzy się spacer na dziką stronę miasta. Z czystej ciekawości.
__
Zdjęcie otwierające artykuł: Magdalena Niezabitowska-Krogulec