Kraje Ameryki Łacińskiej nie mają konkurencji jeśli chodzi o przyrodnicze walory. Pierwsze trzy miejsca na liście najbardziej bioróżnorodnych państw zajmują Brazylia, Kostaryka i Kolumbia. Mogą się ewentualnie zamieniać miejscami na podium, w zależności od metody wyliczania wskaźników. A mimo to, inwestują w renaturyzację. Wielu zastanawia się jaki jest w tym sens, niesłusznie zakładając znak równości między naturalnymi zasobami tropików, a jakością życia na terenach zurbanizowanych.
Sprawie przyjrzeliśmy się z bliska dzięki wizycie w Medellín i Envigado. Przejazd samochodem, czy autobusem, między tymi dwoma kolumbijskimi miastami przypomina poruszanie się po metropolii śląskiej – tylko mieszkańcy są w stanie dostrzec granice administracyjne. Są jednak w tych dwóch tkankach miejskich zarówno podobieństwa, jak i różnice. Zacznijmy od Medellín. To wielkomiejski kolos, trzeci po Bogocie i Cartagenie, liczonych razem z przyległościami. Medellín ma za sobą smutną historię narkotykowej przemocy lat 80. i 90. oraz chaotycznego rozrastania się miasta na zboczach wzgórz. I to w tej drugiej kwestii tkwi sedno problemu. Metropolię ograniczają geograficzne uwarunkowania wąskiej i długiej, górskiej doliny Aburrá. Rzeka Medellín płynąca jej dnem tworzy główną oś miasta razem z centralną linią metra oraz wielopasmową drogą. Ile jest w stanie pomieścić takie „naczynie”?
Dzielnica, ta dzielnica
Środowiskowe problemy jak w soczewce widać w dzielnicy Comuna 13. Dystrykt biednych osadników przybywających z prowincji, kiedyś dotowany był przez Pabla Escobara, teraz sprzedawany jest turystom na koszulkach i w folderach reklamujących zorganizowane wycieczki. Większość zabudowań powstawała bez pozwoleń, infrastruktura musiała więc powoli nadążać za fantazją osiedleńców. O tym jak ten proces musiał wyglądać łatwo się przekonać w górnej części dzielnicy. Można ją obejrzeć z wagonika kolejki linowej połączonej z siecią metra. Tuż pod szczytem znajdują się naprędce sklecone szałasy, przed którymi widać rządki roślin i wypasane kozy. Wszystko stoi na gołej ziemi i bardziej przypomina wieś. Dolna część dzielnicy jest obecnie połączona siecią dróg, zelektryfikowana i zabudowana cegłą. Zyskała niepodrabialny klimat, prostego ale jednak lokalnego, autentycznego, wielkomiejskiego życia. W gęstej zabudowie tylko od czasu do czasu wystają liście bananowców, a tereny zieleni nie układają się w parki. To zazwyczaj fragmenty, których nie udało się nikomu zabudować z uwagi na zbyt duże nachylenie czy rozdrobnienie własności terenu.
To zagęszczenie ludzkich spraw graniczy bezpośrednio z lasem. Ostatnia stacja kolejki linowej znajduje się w sporym dystansie od miasta, już za wzgórzem, tuż przy parku Arví. Jest on dość ekskluzywny, tworzy coś na kształt kieszonkowego parku narodowego połączonego z ogrodem botanicznym. Z pewnością nie jest to sąsiedzki park miejski służący spotkaniom ze znajomymi. Za opłatą można się tu przejść w leśnym gąszczu, by obserwować orchidee i storczyki. My możemy tu poczuć gigantyczną przepaść między bioróżnorodnością Europy i Ameryki Łacińskiej. Każdy pień zasiedlają dziesiątki drobnych roślin. A między pniami drzew łatwo wypatrzyć różnorakie kwiatostany, co w naszych szerokościach geograficznych nie jest tak oczywiste. Jeden z pracowników parku z przejęciem pokazuje nam hodowany w szkółce okaz storczyka o nazwie Dracula. Tycia roślinka to niejedyny przykład finezji, której można szukać w koronach drzew, na wprost oczu i pod nogami. Teren jest położony wysoko nad poziomem morza, ale zażywa wiecznej wiosny. Temperatury są tu wyrównane przez cały rok, opady obfite, roślinność korzysta na tych warunkach w dwójnasób. I to te tropikalne cuda przesłaniają przybyszom problemy z jakimi mierzą się mieszkańcy leżącego poniżej miasta.
Gdzie tu stworzyć park?
”Gęstość”, to słowo pada niemal w każdym komentarzu dotyczącym jakości życia w Medellín. I tu przechodzimy do wyjaśnienia skąd te środowiskowe problemy w kraju o tak dużej bioróżnorodności. Gęsta zabudowa to brak jakościowych terenów zieleni miejskiej. Usługi ekosystemów są tu delikatnie mówiąc zaburzone. Nie potrzeba tu ogrzewania w domach, ale ulice spowija mgiełka spalin ze starych silników diesla. Każdy skrawek ziemi wygospodarowany na park jest tu więc na wagę złota. Najcenniejsze są niewielkie wzgórza rozrzucone wewnątrz doliny. Naliczyliśmy trzy, ale to je najłatwiej było zachować na potrzeby parków, bo omijała je drogowa infrastruktura.
Gdy odwiedzamy jedno z takich miejsc, wspinamy się po spiralnie wznoszących się ścieżkach, które dają przestrzeń dla biegaczy, psiarzy i spacerowiczów w jakich zamieniamy się w trakcie wizyty studyjnej. Przewodnikiem jest Agustín Gutiérrez szef działu ekosystemów i bioróżnorodności w Envigado. Jego opowieść jest odmienna od tych, które serwują botanicy w Europie. Spacer obfituje w porównania lokalnych i obcych gatunków bambusa. Zastanawiamy się skąd się tu wziął eukaliptus. Wiele drzew jest w okresie spektakularnego kwitnienia, więc nie trzeba wysłuchiwać komentarzy, że spóźniliśmy się, bo skończył się okres wegetacyjny. Część z roślin ma walory użytkowe. Inne mają znaczenie dla kultury rdzennej ludności – jest to wiedza częściowo wyparta przez zmodernizowane społeczeństwo, ale dobrze rozpoznana przez badaczy. Dzięki wtrętom Diany Marceli Ruiz z kolumibijskiego Instytutu Humboldta dowiadujemy się zatem, które gatunki są problemem ze względu na inwazyjność, a które owoce są wykorzystywane w trakcie rdzennych rytuałów do malowania ciała. Park, który odwiedzamy jest niestety głównie dostepny dla osób o wyższym statusie i turystów. Nie ma go na trasie żaden miejski autobus, a my dostajemy się tu wyłącznie dzięki zorganizowanej wycieczce autokarowej.
Ogród z recyklingu
Bardziej inkluzywne parki są mniejsze i nie tak różnorodne. Choć bywają to prawdziwe perły myślenia o terenach zieleni w mieście XXI wieku. O jednej z takich pereł, Parku Prado, opowiada nam przedstawiciel zespołu projektantów, Mauricio Jaramillo. Siwowłosy pan ubrany w czapeczkę adidasa, dżinsy i koszulę z długim rękawem, mówi z prędkością karabinu.
Imponująca jest koncepcja tego miejsca. Park powstał na terenie rozebranego kwartału, więc otoczony jest zwartą siecią ulic i niskokondygnacyjnych budynków. Część zewnętrznych ścian, starych elewacji, została zachowana od strony ulicy jako ogrodzenie. Podtrzymują je specjalnie zaprojektowane, stalowe konstrukcje. Ale większość materiałów wykorzystanych w trakcie budowy to elementy pochodzące z rozbiórki. Zachowano nawet część betonowej konstrukcji parkingu podziemnego, co w połączeniu z dosadzonymi roślinami dało wspaniały efekt. Dzięki takim zabiegom park wygląda jakby był tu od zawsze, choć ma zaledwie kilka lat. Jest nowoczesny i swojski zarazem. Widać, że z wielu jego fragmentów korzystają dzieci i młodzież szukająca chłodu, piłki i ostatnich tego dnia promieni słonecznych.
W Prado udało się zachować wszystkie duże drzewa, a jedną z głównych funkcji ekosystemowych parku ma być przyjmowanie wody opadowej, spływającej po stromych ulicach. Dookoła panuje beton, a tropikalne deszcze to wyjątkowo obfite opady, intensyfikujące się dodatkowo w związku ze zmianą klimatu. Ten recyklingowy park to nie tylko raj dla roślin. Te które dosadzano zapewnił miejski ogród botaniczny, z dbałością o zachowanie rdzennego, amerykańskiego ekosystemu. Prado tętni życiem dzielnicy. Jest wizytówką mieszkańców. Jak przekonuje nasz przewodnik, to miejsce od korzenia demokratyczne: „Nie ma tu konfliktów. To park współtworzony przez ludzi. Rano przychodzą tu transwestyci, po południu katolicy, każdy może tu przebywać”.
Mauricio wspomina, że pamięta jak to miejsce wyglądało 60 lat wcześniej, bo mieszkali tu jego rodzice. Mógł obserwować drzewo mango, które jest dla niego symboliczne a dorodny okaz, rośnie tu do dziś. Nowe nasadzenia to jednak drzewa radzące sobie z suszą, bo i tu widoczne są naprzemiennie występujące ekstrema, brak i nadmiar wody.
Park Prado zdobywa nagrody i będzie wzorem do tworzenia kolejnych tego typu miejsc. Powielana będzie sprawdzona tu metoda, oparta na rekultywacji zastanej ziemi, wykorzystaniu w większości pozyskanych na miejscu materiałów, poprawieniu retencji wody i włączaniu społeczności. Cały ten lekko orientalny, tradycyjny i nowoczesny zarazem ogród stwarza nisze i klimatyczne zakamarki tak dla roślin, jak i mieszkańców o odmiennych potrzebach. Nie dziwi zapał projektanta i otwartość władz by skorzystać z tak doskonałego wzorca. Jedynym większym mankamentem jest hałas uliczny, o który dopytują uczestnicy wizyty studyjnej. „To jest to co mamy. Musimy z tym żyć” – mówi Mauricio, wyrażając dość typową, lokalną filozofię pogodzenia z rzeczywistością i działania dla dobra wspólnoty w dość trudnych warunkach.
Park rzeczny
Zupełnie inne rozwiązanie zapewnia Parques del Río Medellín umiejscowiony w centrum miasta. To wspomniane już dno doliny, miejsce reprezentacyjne, w którym można sobie było pozwolić na większy rozmach. Tu także spotykamy współtwórcę rozwiązania, który na początek pokazuje nowoczesny pawilon i metalowe wieże obrośnięte bluszczem, a łączące wizualnie różne punkty bulwarów. Przestrzenią zawładnęły chwilowo ozdoby świąteczne, na punkcie których Kolumbijczycy mają kompletnego świra. Dla widoku iluminacji potrafią przyjeżdżać z okolicznych miejscowości, co sprawia, że bywa tu gęsto od przechodniów. Popularność wywołała konflikt z mieszkańcami okolicznych wysokościowców, szukających głównie spokoju.
Nasz przewodnik otwarcie prezentuje wady i zalety parku. Na pewno udało się schować wielopasmową drogę w tunelu i odzyskać przestrzeń na powierzchni dla mieszkańców. Grzechem pierworodnym jest jednak pozostawienie zabetonowanego koryta rzeki. Nadmierne uregulowanie brzegów to, jak podkreśla nasz przewodnik, generalny problem kolumbijskich terenów zurbanizowanych. Nie widzimy więc dzikich plaż schodzących do wody. Rewitalizację planowano od dłuższego czasu i właściwie jest to już błąd nie do odwrócenia, bo kolejne odcinki rzeki będą odtwarzane w podobnym modelu, jego zmiana byłaby trudna do uzasadnienia na tak późnym etapie. Woda płynie więc w ciasnych kleszczach miejskiej infrastruktury i zabudowy. Ale jest to na odwiedzanym przez nas odcinku miejsce ciche i zachęcające do spędzania wolnego czasu.
Mimo wad, usługi kulturowe tego ekosystemu są zaplanowane na wysokim poziomie. Przerzucono kładki. Na brzegach widać sporo miejsca zagospodarowanego dla zieleni, na bokach kolejne donice z sadzonkami drzew przygotowanych do zacieniania deptaków. I w tym przypadku całą roślinność dostarcza i nadzoruje ogród botaniczny. Głównym problemem środowiskowym w przypadku rzeki Medellín jest jakość wody. I znów pada słowo klucz: „Gęstość”.
Jak do tej pory udało się przenieść wiele fabryk – to miasto przemysłowe – do odleglejszych od rzeki części miasta. Problemem jest jednak chaotyczny i niekontrolowany zrzut ścieków. Kilkaset dopływów i całymi latami montowane samowolnie odpływy kanalizacyjne są tu dużym wyzwaniem. Choć widać i progres, słyszymy z opowieści, że udało się znacząco ograniczyć zanieczyszczenie chemią i fekaliami.
Kolejnym wyzwaniem są narastające deszcze tropikalne. Lokalne powodzie dotyczą krótkiego ledwie siedmiokilometrowego odcinka, ale w tych warunkach oznaczają one i regularne napływanie osadów sedymentacyjnych z ogołoconych z zieleni wzgórz i okazjonalne, ale groźne osuwiska. Jedno z takich zdarzeń wywołało śmierć 500 osób. Łatwo się domyślić, że częściową przyczyną była chaotyczna i technicznie dość marna zabudowa – choć trzeba przyznać, że przynajmniej w pobliżu, nie są to już wyłącznie blaszane fawele typowe dla miast Azji, a raczej ceglane, skromne, ale jednak dość solidne na pierwszy rzut oka konstrukcje. Sporo jest też budynków o wyższym standardzie, powstałych dla klasy średniej.
Wszystkie publiczne inwestycje wokół rzeki są prowadzone dzięki sukcesywnej sprzedaży terenów pozostałych po jednej z państwowych spółek energetycznych. Nadawanie okolicy charakteru przestrzeni publicznej spełnia tu wiele funkcji, poprawiających nie tylko jakość i ale i bezpieczeństwo życia mieszkańców. Jest to ważne także z uwagi na pobliskie linie metra – za sprawą erozji w pobliżu tuneli tworzą się komory wodne.
Oaza
Przejdźmy do przypadku Envigado. To zupełnie inne miejsce niż Medellin, które zamieszkuje około 4 milionów ludzi. Envigado z populacją 242 tys. mieszkańców jest bardziej kameralne, choć ma rozbudowane śródmieście i osiedla z blokami.
Ceny działek budowlanych należą do najwyższych w kraju. Na okolicznych wzgórzach, korzystając z otoczenia przyrody, wybudowało się sporo zamożnych osób. Tak chociażby powstała willa znanego popowego piosenkarza Juan Luis Londoño Arias występującego pod pseudonimem Maluma. Dla urzędników nie jest to jednak powód do radości. Odpowiednik naszych zarządów zieleni walczy z tego typu zabudową, i chce aby łączność miasta z terenami zieleni była chroniona i stanowiła znak rozpoznawczy Envigado. W obrębie całej gminy aż 40% powierzchni to tereny zieleni. Strategia zazieleniania, przyjęta przez Envigado wydaje się szczególnie słuszna jeśli odbędzie się choć krótką podróż po regionie. Brak zwartej, dobrze ukorzenionej zieleni, to niestety stały problem w tym górskim terenie, gdzie poza miastem, co rusz widać czerwoną ziemię wychodzącą na wierzch w miejscu osuwisk.
Miasto bioróżnorodne
Jeśli chodzi o strategię Envigado, unikatem wartym kopiowania jest partnerstwo, z którego korzysta miasto. W ocenie i budowaniu programów przyrodniczych pomaga tu Instituto de Investigación de Recursos Biológicos Alexander von Humboldt, czyli w skrócie Instituto Humboldt. O tyle specyficzna instytucja, że oprócz zapewniania opieki nad regionami najcenniejszymi przyrodniczo, ma osobny i prężnie działający dział zajmujący się rewitalizacją przyrody w miastach. Żeby uzmysłowić rangę instytutu wystarczy wspomnieć, że przygotował publikację wymownie zatytułowaną Biodivercities. Słowem wstępu poprzedził ją Iván Duque Márquez, poprzedni prezydent kraju, który następnie prezentował triumfalnie to wydawnictwo podczas Światowego Forum Ekonomicznego. Tę linię kontynuuje, a nawet wzmacnia, obecny, postępowy prezydent kraju, Gustavo Petro. Jego wystąpienie nawołujące do koalicji państw odchodzących od paliw kopalnych już odbiło się szerokim echem podczas COP28 organizowanego końcem 2023 roku w Dubaju.
Wracając do Envigado, miasto szczyci się programem SILAPE (Sistema Local de Áreas Protegidas de Envigado), co jest o tyle szczególne, że to program ochrony dzikiej przyrody, prowadzony przez instytucję miejską. Mowa w nim o czterech gatunkach dzikich kotów, z pumą włącznie, tysiącach gatunków ptaków oraz całej liście roślin kluczowych dla doliny. Program przekłada się na pozostałe polityki miejskie. W komunikatach zarządu zieleni nawykowo wręcz używa się terminu „zapewnienie łączności” między terenami miejskimi a bujną przyrodą rozrastającą się tuż za ostatnimi zabudowaniami. W ramach tego podejścia powstały nie tyle parki miejskie, co wręcz minirezerwaty z funkcjami społecznymi. Gdy władze zaniepokoiło gwałtowne rozrastanie się osiedli – co prawda legalnych, ale jednak rozpychających się na wysokość i szerokość – reakcją była blokada dalszych planów rozbudowy i częściowy wykup terenu dla zachowania ekosystemów. Działania odbywały się we współpracy z lokalnymi aktywistkami i aktywistami z organizacji ECO Humedales. Dzięki ich staraniom i regularnie organizowanej straży obywatelskiej, udało się odzyskać teren pomiędzy blokami i nagłośnić jego wagę na forum międzynarodowym (sic!). Po wygranej batalii, w porośniętym inwazyjną trawą wąwozie samorząd odtworzył mokradło, które po dekadzie renaturyzacji porośnięte jest lokalną odmianą bambusa oraz innymi roślinami, typowymi dla tego typu siedliska.
Udało się też nadać terenowi charakter rezerwatu, chociaż znajduje się on w środku drugiego największego osiedla Envigado – mieszka tu ponad 30 tysięcy mieszkańców. Dlatego powstały też ścieżki dla spacerowiczów. Są one jednak położone wyżej, łącząc się funkcjonalnie z parkiem kultury stworzonym razem z amfiteatrem. Na co dzień to przestrzeń dla obywateli miasta korzystających z kursów, spotkań i festynów. Rocznie przybywają tu także dziesiątki tysięcy uczniów i studentów, którym przekazuje się wiedzę o wadze ekosystemu miejskiego i łączności miasta z obrzeżną, dziką przyrodą.
Jeszcze większe wrażenie robi ekoturystyczny park El Salado. Położony jest wyżej, na granicy terenów zurbanizowanych i chroni meandrujący potok. Można tu skorzystać z tyrolki, ścianki wspinaczkowej i budynku zaadaptowanego do wszelkich wydarzeń kulturalnych. Jednocześnie w mediach społecznościowych widać zdjęcia ludzi korzystających z uroczego, meandrującego, naturalnego potoku. I my zamoczyliśmy w nim nogi dla ochłody. Park jest także punktem startowym dla obserwatorów ptaków. Ale to już temat kolejnej z wizyt studyjnych. Od szóstej rano, razem z lokalnym ornitologiem wspinamy się z El Salado, krok po kroku, w górę zboczy, by wypatrywać w koronach drzew przedstawicieli lokalnej odmiany sępów czy typowe tylko dla tego regionu świata gatunki Cacique Candela czy Baraquere Andino.
—
Opisane w tekście wizyty studyjne odbyły się dzięki projektowi INTERLACE, fundowanemu ze środków Unii Europejskiej, w ramach programu Horyzont 2020. Okazją był tygodniowy zjazd konsorcjum oraz zorganizowana przy jego okazji konferencja „Cities Talk Nature: Rethinking urban-rural linkages for people and biodiversity” (23-24 listopada, 2023).