Menu Zamknij

Gdzie należy chronić bioróżnorodność?

Na tak postawione pytanie wielu z nas odpowie wskazując gęsty las. Jesteśmy owładnięci wizją puszczy jako ekosystemu doskonałego. Ale czy faktycznie jest to przestrzeń, w której nagromadzenie gatunków będzie największe?

O tym, że dyskusja na ten temat przyda się także w kontekście miejskim najlepiej świadczą dwa przykłady z krakowskiej dzielnicy Podgórze. Pierwszy z nich dotyczy Klinów Borkowskich, w tej części dzielnicy, gdzie w ostatnich latach następowała intensywna rozbudowa osiedli mieszkaniowych. Także w rejonach, które przez lata kojarzone były z enklawą domków jednorodzinnych budowanych od lat 70. najpierw wokół ulicy Narvik. Kolonia domków usytuowana wzdłuż tej urokliwej ulicy, słynie z klarownego układu urbanistycznego, spokojnego charakteru i jednego, znanego mieszkańca. Swój dom miał tam bowiem Stanisław Lem. Uwagę przyciągał także zapomniany przez wiele lat, a pamiętający czasy austriackie Fort Borek, niedawno zrewitalizowany łącznie z niezagospodarowanym wcześniej parkiem. Natomiast dookoła rozpościerały się głównie łąki i pastwiska, na których jeszcze w latach 90. jeden z gospodarzy, lokalnych rolników, wypasał stado owiec – ten fakt warto zapamiętać, przyda się w dalszej części artykułu. To na tych terenach zaczęły powstawać kolejne osiedla z zabudową wielorodzinną.

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Gdy osiedle rozrastało się od grzbietu wzniesienia w dół doliny – jej oś stanowi południowa część obwodnicy Krakowa i zarazem fragment trasy A4 – budynki zaczęto stawiać na bardziej podmokłych terenach, którymi interesowali się biolodzy ze względu na walory łąk, z unikalną mozaiką gatunków chronionych. Temat ten zaczął żywo interesować mieszkańców, którzy zawiązali inicjatywę Zielone Kliny by nagłaśniać temat w mediach i wśród samorządowców. Co było o tyle trudne, że odbywało się w kontrze do dalekosiężnych planów deweloperów i założeń z jakimi rozwija się dzielnica uznawana za kolejne mieszkaniowe zaplecze Krakowa. Lokalni aktywiści i biolodzy od dawna postulują utworzenie użytku ekologicznego Łąki na Klinach. Sprawa toczy się, jednak nigdy nie nabrała rozmachu, choć od początku mowa była o unikalnych na skalę Europy łąkach trzęślicowych.

W podobnym okresie dyskutowano o Lesie Borkowskim zlokalizowanym również w dzielnicy Podgórze, ale nieco bliżej miasta. Szczególnie o fragmencie należącym do prywatnych właścicieli. Wśród mieszkańców rozpowszechnione było podejrzenie, że podobnie jak łąki, zostanie on przeznaczony pod zabudowę. Ranga przyrodnicza Lasu Borkowskiego jest nieco niższa od wspomnianych wyżej łąk. Sprawia on miejscami wrażenie zbiorowiska we wczesnej fazie sukcesji, z licznymi brzozami i niezbyt starymi drzewami innych gatunków. Jednak jest to teren wyraźnie widoczny podczas podróży po dzielnicy samochodem czy autobusem. Wśród mieszkańców, jest postrzegany jako cenny i ważny, właśnie ze względów przyrodniczych, co znajdowało odzwierciedlenie w dużym zainteresowaniu lokalnej prasy. Ostatecznie spór o przyszłość Lasu Borkowskiego zakończył się definitywnie wykupieniem terenu przez miasto. Trwa inwestycja przekształcania go w park miejski służący rekreacji.

Zestawienie tych dwóch przykładów pokazuje że wyżej cenimy lasy, poświęcamy im zdecydowanie więcej uwagi niż łąkom, nawet jeśli te drugie okazują się cenniejsze pod względem bioróżnorodności. To rodzaj powszechnego błędu poznawczego w ocenie przyrodniczych walorów. Mamy szansę na zmiany w tym obszarze. Zanim jednak rozpoczniemy dialog z mieszkańcami i samorządowcami na temat cennych muraw czy łąk znajdujących się w naszej najbliższej okolicy, warto przyjrzeć się najświeższym ustaleniom naukowym dotyczącym bioróżnorodności. Szczególnie tym, które tłumaczą pochodzenie pastwisk, oraz ich przyrodniczy fenomen sięgający zamierzchłych czasów. Szersze rozumienie zjawiska zapewni nam argumenty podczas dyskusji.

Renesans łąk i pastwisk

Nieco światła na te zagadnienie rzucają badania Szymona Czyżewskiego piszącego aktualnie doktorat na Wydziale Biologii i Ekoinformatyki Uniwersytetu w Aarhus. „W powszechnym wyobrażeniu za środowisko warte szczególnej ochrony uchodzi gąszcz leśnych ostępów. Tymczasem ponad 70 proc. roślin uważanych u nas za typowo leśne najlepiej czuje się na terenach półotwartych. Także różnorodność chrząszczy czy ptaków jest największa raczej na skraju lasu i na łąkach. Owszem, w mrocznej kniei też buzuje życie, ale gatunków jest tam zdecydowanie mniej. Zrozumienie tego paradoksu staje się tym pilniejsze, im bardziej pogłębia się załamanie różnorodności biologicznej. Bez połapania się w tych zależnościach nie damy rady skutecznie chronić jej resztek.” – wyjaśnia Czyżewski sens swoich badań w wywiadzie udzielonym Tygodnikowi Polityka.

Metoda

Biolog doszedł do swoich ustaleń dzięki porównaniu współczesnych warunków naturalnych z tymi jakie panowały na kontynencie w interglacjale eemskim. Wybór ten nie był przypadkowy, to okres kończący się mniej więcej 115 tysięcy lat temu, o klimacie umiarkowanym. Tuż po nim nastąpiło ostatnie zlodowacenie, po którym na terenie Europy zaczął się osiedlać homo sapiens.

Biolodzy zajmujący się współczesnym krajobrazem zakładają, że jeśli zostawi się dany teren bez ingerencji człowieka, stopniowo zarośnie on gęstym lasem i taki stan uznaje się za finał sukcesji, tak zwany klimaks. Takie postrzeganie kalkowane jest na dawne czasy. Jednak obraz wyłaniający się dzięki badaniom jest nieco inny. Na podstawie analizy osadów pyłków i zachowanych pancerzy chrząszczy jesteśmy w stanie dość precyzyjnie oszacować proporcje między różnymi rodzajami zbiorowisk roślin i zwierząt.

Na początku interglacjału eemskiego tereny otwarte (niemal bezdrzewne) zajmowały 18% lądu, 60% stanowiły półotwarte lasy (bliższe parkom angielskim, o niewielkim zagęszczeniu drzew), natomiast zwarty las zajmował ledwie 21% powierzchni kontynentu. Z czasem proporcje ulegały zmianie, ale i wtedy zwarty las porastał w szczytowych momentach 49% terenu.

Żeby znaleźć różnicę między obecną a tamtą epoką Szymon Czyżewski zestawił przedstawione powyżej dane ze składem gatunkowym zwierząt, a szczególnie ze zjawiskiem wymierania megafauny. Jak się okazuje, zjawisko to nie koreluje mocno z ówczesną zmianą klimatu, mimo że jest ona w badaniach widoczna. Natomiast duża zbieżność następuje gdy zestawi się proces wymierania z pojawieniem się śladów obecności homo sapiens. Warto zaznaczyć, że w Europie występowały zwierzęta takie jak słoń leśny, dwa gatunki nosorożca, hiena cętkowana, lampart czy lew jaskiniowy. Tam gdzie docierał człowiek wskaźnik umieralności tych ssaków znacząco wzrastał. Co widać chociażby po zmianie udziału chrząszczy w odchodach dużych ssaków. Pewnym tropem jest też wiedza archeologiczna o tym, że człowiek budował szałasy korzystając z kości wielkich ssaków.

Fauna w plejstocenie, Mauricio Antón (Public Library of Science, Wikipedia/Domena publiczna, https://pl.wikipedia.org/wiki/Plejstocen#/media/Plik:Ice_age_fauna_of_northern_Spain_-_Mauricio_Ant%C3%B3n.jpg)

Łączenie kropek

Aby znaleźć łącznik pomiędzy wspomnianymi wyżej odkryciami Czyżewski przywołuje Williama Bonda, naukowca z Afryki Południowej, który zauważył, że jeśli teren sawanny zostanie odgrodzony i tym sposobem pozbawiony roślinożerców, to zamienia się w las. Wielkie, milionowe stada roślinożernych zwierząt mają znaczący wpływ na rozwój roślinności. Takie też były wnioski z 12-letniego eksperymentu prowadzonego w Afryce. Identyczne zależności Czyżewski dostrzegł w parku narodowym Yellowstone, gdzie odradzała się populacja bizona. Zdjęcia satelitarne porównujące 1954 i 2015 rok wskazują na zanik zagajników tam gdzie pojawiły się stada bizonów.

Szymon Czyżewski wnioskuje więc, że odwrotny proces zachodził na początku Holocenu, to wtedy w Europie pojawił się człowiek. Nastąpiło wymieranie megafauny a dominujące, półotwarte lasy zagęściły się. Współczesna sukcesja prowadząca w szybkim tempie do optymalnej pokrywy zwartego lasu także wynika ze stopnia zagęszczenia zwierząt roślinożernych. Gdyby było ono naturalne występowałoby od 25 do 100 jeleni na kilometr kwadratowy. Jednak obecnie zagęszczenie na porównywalnej przestrzeni wynosi od 1 do 10 roślinożerców, zatem konsumpcja biomasy również jest znacząco mniejsza. Dlatego gęsty las jest obecnie stadium finalnym sukcesji.

Pastwiska i łąki sprzyjają bioróżnorodności

Szymon Czyżewski chętnie mówi o lasopastwiskach, uważa, że były one dość typowe w epoce polodowcowej i występowały także w epokach przednowoczesnych. Choć zanikała megafauna, część nisz pozbawionych dzikich roślinożerców wypełniła kultura pasterska. Pasące się stada krów i owiec zgryzały dominujące trawy i tworzyły przestrzeń dla rzadszych gatunków. Tam gdzie prowadzi się renaturyzację i przywraca żubra mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem utrzymywania się lasów półotwartych z licznymi obszarami muraw i łąk. Co dobrze widać także w realiach Biebrzańskiego Parku Narodowego, gdzie występuje stosunkowo duża populacja roślinożernego przecież łosia. Utrzymanie tych zbiorowisk wspomaga się także koszeniem.

I tu wracamy do tematu bioróżnorodności. Bo okazuje się, że automatyczne łączenie lasów z różnorodnością sprawdza się tylko w warunkach tropikalnych. W Europie natomiast to rejony w których prowadzi się wypas zwierząt osiągają wysokie wskaźniki bioróżnorodności. Podczas gdy zagęszczenie lasu tropikalnego to 233 gatunki na 100 metrów kwadratowych, europejskie łąki, czy półnaturalne pastwiska osiągają w zależności od metody przeliczania i charakteru pomiaru: 131 gatunków na 50 m2 (Czechy), 98 gatunków na 10 m2 (Rumunia) czy 42 gatunki na 400 cm2 (Estonia).

Polesie, pastwisko nad Bobrykiem, fot. Jan Bułhak (domena publiczna, ze zbiorów Biblioteki Narodowej)

Badacz pokazuje, że wypas sprawia, że dane siedlisko z roślinnością niską zachowuje swoje właściwości, i nie zamienia się w las. Ale wartościowy pod tym względem teren zaobserwujemy tylko tam gdzie nie nastąpiło wprowadzenie monokultury, w postaci chociażby trawnika z rolki. Jako przykład Czyżewski podaje – podczas jednego z wykładów – murawę, którą zaobserwował tuż przy autostradzie, czyli w miejscu raczej nie kojarzonym z ochroną przyrody. Niewielka połać zieleni wygląda na zdjęciu jak podręczny atlas rodzimych roślin. Co pokazuje, że zachowanie bioróżnorodności niekoniecznie wiąże się z utrzymywaniem wyizolowanych i niezbyt licznych obszarów chronionych takich jak rezerwaty czy parki narodowe, ale może zachodzić w obszarach wiejskich a nawet zurbanizowanych, takich jak Kliny Borkowskie w Krakowie.

Renaturyzacja

Jak podkreśla Szymon Czyżewski 85% motyli występuje na siedliskach otwartych. Jeśli chodzi o spadek ich populacji – jak pokazują wyniki badań prowadzonych w Austrii – dzieje się to na skutek odejściach od pasterskich tradycji, dzięki którym niejednokrotnie udało się zachować bardzo stare zbiorowiska roślin, mogące sięgać nawet czasów występowania megafauny. Trwają one tak długo, jak długo rosną w przestrzeni otwartej. Wiele z nich, bez regularnego oskubywania przez roślinożerców, zamienia się najpierw w monokultury trawiaste, potem zagajnik, a finalnie las. Współcześnie zachowanie takich ekosystemów wymaga nie tyle częstego, co regularnego koszenia (chociażby raz do roku).

Kryzys bioróżnorodności wymaga równie zdecydowanych działań co zmiana klimatu. Stąd obserwujemy coraz więcej projektów zmierzających do renaturyzacji, takich chociażby jak Rewilding Europe. Programy takie przywracają wilki czy bobry, uznane już powszechnie za gatunki środowiskotwórcze, ale ważnym elementem stają się też gatunki pasące się, jak konie, żubry, czy tury – odtwarzane w ramach projektu Tauros. W podobnym duchu rozwija się ruch agroleśnictwa, który zamiast przemysłowego pozyskiwania paszy transportowanej z odległych plantacji, stawia na dawne, lokalne techniki pasterskie, łącznie z wypasem leśnym.

Odkrycia Szymona Czyżewskiego powinny też ośmielić obrońców miejskich ekosystemów. Skoro krajobraz otwarty najbardziej sprzyja utrzymaniu dużej liczby gatunków, to jest to także dobra zachęta do budowania odpowiednich standardów ochrony bioróżnorodności na terenach wiejskich, a nawet zurbanizowanych, co świetnie pokazuje przykład Klinów Borkowskich.

Obraz w nagłówku tekstu autorstwa wirestock na Freepik.

Podobne wpisy