Menu Zamknij

Samorządowcy z terenów podgórskich coraz częściej zmuszeni są do szukania rozwiązań dla problemów środowiskowych, których mało kto spodziewałby się na obszarach powszechnie uznawanych za bliskie naturze. O inwestowaniu w błękitno-zieloną infrastrukturę rozmawiamy z Szymonem Surmaczem, burmistrzem Leśnej. 

Agnieszka Czachowska z Fundacji Sendzimira i nasz rozmówca, Szymon Surmacz, podczas seminarium poświęconego retencji w Gminie Leśna, fot. Mariusz Dragan

Dlaczego tak wiele uwagi poświęca Pan tematom środowiskowym?

Leśna to przykład gminy, która doświadcza problemów z wodą, a dokładnie z jej nadmiarem i niedoborem jednocześnie. Jednego roku mamy potężną powódź a dwa, trzy lata później długotrwałą suszę. Najłatwiej będzie to zjawisko prześledzić przywołując konkretne daty, żeby pokazać dynamikę wydarzeń. W 2010 roku po gwałtownej burzy potok Miłoszowski wystąpił z brzegów i zalał całą Leśną. W 2013 wylał z kolei Bruśnik. A warto podkreślić, że to maleńki potok, długości nieco ponad 5 km. Przez to, że płynie wąwozem, którego zbocza stanowią pola uprawne, podczas ulewy woda spłynęła i wezbrała na tyle szybko, że zalała rynek łącznie z ratuszem, do wysokości ponad metra. Z kolei w 2015 roku, czyli raptem dwa lata później doświadczyliśmy suszy. Burmistrz zeszłej kadencji był zmuszony dowozić wodę mieszkańcom. Sytuacja powtórzyła się w 2018 roku. W tym samym czasie w sąsiedniej wsi występowały gwałtowne burze i podtopienia. Według danych hydrologicznych identyczna sytuacja charakteryzuje sąsiednie gminy. Właściwie całe Pogórze Izerskie i Sudety mają ten sam problem, na który trzeba znaleźć rozwiązanie.

Potok Bruśnik wygląda niepozornie, ale w trakcie deszczy nawalnych może wywołać falę powodziową, fot. Mariusz Dragan
powódź
Rynek w Leśnej po powodzi w 2010 r. fot. Mirosław Słodziński (archiwum prywatne)

Czy inwestycje w błękitno-zieloną infrastrukturę są takim rozwiązaniem?

Na pewno potrzebne jest działanie kompleksowe. Było ono obecne na pogórzu przed wojną. Do tej pory widać w okolicy wiele rozwiązań służących retencji, wykonanych w czasach gdy były to ziemie niemieckie. Na polach stosowano drenaże, w ciekach wodnych zastawki, więcej było stref buforowych, oczek wodnych, młynówek, odnóg, w których woda mogła się zbierać. Nie wykorzystamy już tej infrastruktury, uległa zniszczeniu i jest niekompletna, ale świadczy o tym, że prowadzono tu zrównoważone zarządzanie wodami, także opadowymi. W czasach powojennych stopniowo tamte metody odchodziły w zapomnienie, co jest o tyle zrozumiałe, że wymieniła się cała społeczność. Niemcy wyjechali na zachód, Polacy przyjechali ze wschodu. To co staram się teraz osiągnąć, to przywrócenie kompleksowego podejścia, ale właśnie z błękitno-zielonym komponentem. W ostatnich dekadach zarządzanie wodą sprowadzało się do utrzymania wodociągu z chronionym miejscem poboru. Teraz już wiemy, że trzeba też zapewnić odpowiedni poziom wód gruntowych na terenie całej gminy i temu właśnie służy błękitno-zielona infrastruktura. Pomaga lepiej zarządzać zasobami, które stały się deficytowe. A należy myśleć o nich w perspektywie 10, 20 a nawet 50 lat, kiedy ocieplenie klimatu będzie dalej postępować.

Skąd przyszedł impuls do zmiany myślenia?

Wielu mieszkańców zaczęło zgłaszać brak wody w studniach już w 2015, a potem w 2018 roku. Tu warto dodać, że zwodociągowanie gminy jest na poziomie niezbyt wysokim, ledwie 55,4%. W dużej części to miasto Leśna, do tego fragmenty Pobiednej, Złotnik Lubańskich oraz innych wsi. Reszta mieszkańców, około 45%, czerpie wodę z własnych studni. Kiedy zaczęły się pierwsze poważne problemy z suszą gmina była kompletnie nieprzygotowana infrastrukturalnie i technicznie do zaopatrywania ich w wodę. Padła wtedy dyspozycja, żeby to straż pożarna ją dowoziła. Ale ponieważ to było zjawisko nowe, nie było żadnych gotowych procedur, więc strażacy przelewali wodę do studni, a ta wsiąkała dość szybko w grunt. Można by pomyśleć, że to był kryzys jednorazowy, incydent. Ale ta sytuacja się powtarza, dlatego po rozpoczęciu swojej kadencji w 2019 roku, wydałem dyspozycję, że należy to zjawisko monitorować. Strażacy raportowali każdy kilometr przejechanej trasy, adres dostawy oraz litraż dostarczonej wody. I te dane okazały się dla rady miejskiej szokujące. Jasnym się stało, że potrzebujemy innej taktyki. Zaopatrzyliśmy się więc w tabor cywilny, beczki kołowe o łącznej pojemności 10 tys. litrów, oraz kilkadziesiąt pojemników po 500 l, wszystkie z atestami PZH. Dzięki temu wstępnie jesteśmy zabezpieczeni, chociaż sprzętowo, na wypadek suszy. Ale to tylko działanie objawowe.

Zadrzewione aleje i strefy buforowe z dziką zielenią pomagają utrzymać wodę w krajobrazie, fot. Mariusz Dragan

Przejdźmy w takim razie do zbierania wód opadowych, czyli drugiego kluczowego dla nas zagadnienia.

“Łapanie deszczówki” może się odbywać ze wsparciem gminy, ale to zadanie, którym w dużej mierze musimy podzielić się z mieszkańcami i rolnikami. Bo to już nie jest temat do rozwiązania z użyciem infrastruktury w pasie drogowym, czy kilku gminnych budynków. Zaczęliśmy od projektu Między suszą a powodzią. Błękitno-zielona infrastruktura w gminie Leśna, który ma charakter przede wszystkim edukacyjny, ale ma ogromne znaczenie dla rozwiązania problemu.

Na czym polega ten projekt?

Stworzyliśmy w Leśnej rozwiązania pokazujące różne techniki łapania wody w miejscu opadu. Tym sposobem nie rozwiążemy problemu, jednak każda z tych metod powielona 100, 200 czy 500 razy zapewni całkiem spory efekt skali. Dla przykładu, 5 demonstracyjnych mauzerów zbierze raptem 5 tysięcy litrów wody. Ale jeżeli 500 mieszkańców zainstaluje je przy swoim domu, to zyskujemy już nie 5 a 500 tysięcy litrów wody. Jeśli chodzi o promowanie rozwiązań opartych na przyrodzie, główny nacisk położyliśmy na teren wokół planowanego Izerskiego Centrum Adaptacji. To zabudowania dawnej szkoły podstawowej, późniejszego gimnazjum, a teraz ośrodka pomocy społecznej, które zamienią się docelowo w centrum społeczno-ekologiczne. Na początek przygotowaliśmy tam ścieżkę edukacyjną, z której każdy może się dowiedzieć czym różni się ogród deszczowy w gruncie od niecki retencyjnej. Prezentujemy w sumie kilkanaście rozwiązań w tym m.in. łąkę kwietną, zielony dach, zielone ściany. Wszystkie przykłady są dość atrakcyjnie opakowane w elementy małej architektury. To miejsce ma zachęcać do spędzania wolnego czasu a przy okazji umożliwiać poznawanie i doświadczanie. 

Prace budowlane wokół planowanego Izerskiego Centrum Adaptacji do zmiany klimatu, fot. Mariusz Dragan

Przygotowując tę przestrzeń gmina współpracowała z Fundacją Sendzimira. Inwestycja była możliwa dzięki środkom Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG). Jak pracuje się w takim modelu?

W małych miejscowościach, takich jak Leśna, podczas inwestowania w błękitno-zieloną infrastrukturę warto szukać partnerów. Z Fundacją Sendzimira osobiście współpracowałem już 20 lat temu, kiedy byłem mieszkańcem Łodzi i prowadziliśmy o wiele mniejszy projekt. Teraz przystąpiliśmy do współpracy, bo fundacji zależało na znalezieniu gminy, która zdecyduje się na systemowe podejście do problemu, a my szukaliśmy wsparcia w jego rozwiązaniu. Dzięki temu mamy wzorcową inwestycję, która posłuży nie tylko naszym mieszkańcom, ale i stanie się bazą testową dla regionu. Oprócz przestrzeni pokazowej chcemy zapewnić edukatorów, którzy będą inspirowali mieszkańców do zmian. Chcemy też dotrzeć do projektantów i firm urządzających przydomową przestrzeń. Tacy specjaliści mają duży wpływ na poprawę retencji i stopniowe odchodzenie od betonozy. Chcemy przekonać jak największą liczbę osób, że zielone jest piękne i wcale nie wymaga ogromnych nakładów czasowych bądź finansowych. Pielęgnacja ogrodu deszczowego jest prostsza niż w przypadku trawnika czy rabatki z bratkami. A przy okazji zwiększa szanse, że w naszej studni nie zabraknie wody.

Warsztaty tworzenia ogrodu deszczowego w gruncie, fot. Mariusz Dragan

Jak Leśna przygotowywała się do projektu? Na jaki wysiłek musi nastawić się gmina przed uruchomieniem działania?

Ze strony urzędu nie było do tej pory potrzeby rozbudowy zespołu. Musieliśmy właściwie rozwinąć kompetencje, nauczyć się nowych praktyk. Na pewno wiązało się to z większym wysiłkiem, ale uważam, że jest to działanie w zasięgu każdej gminy. W każdym samorządzie jest jakiś specjalista od zamówień publicznych, inwestycji, ktoś zajmujący się ochroną środowiska. Natomiast korzyści są ogromne bo oprócz finansowania inwestycji dostaliśmy też środki na ekspertów i działania edukacyjne, pikniki, wystawy, filmy mające rozpropagować inicjatywę wśród mieszkańców. A wszystko to mogliśmy wykonać w partnerstwie z Fundacją Sendzimira, która pomogła nam w przeprowadzeniu całego procesu, od kwestii formalnego prowadzenia wniosku z grantodawcą, przez projektowanie i realizację działań wspierających po urządzenie terenu. 

Plan zatrzymania wody w krajobrazie wymaga też zmiany w podejściu do szarej infrastruktury, tej służącej do odprowadzania wody deszczowej. Czy to trudny proces?

Szara infrastruktura nie zniknie. Przerobiliśmy co prawda dwa budynki na demonstracyjne. Wyjęliśmy rynny z ziemi i wypuściliśmy wodę na wierzch, ale to raczej forma oswajania mieszkańców z innym podejściem do wody. Przygotowaliśmy też rowy melioracyjne, którymi deszczówka spływa z osiedli, tu z kolei chcieliśmy zaprezentować ożywcze działanie wody na zieleń. Natomiast całkowite zastąpienie kanalizacji deszczowej jest niewykonalne i nie o to chodzi! Miasto to złożony organizm, ma swoje uwarunkowania historyczne, pewną zastaną rzeczywistość. Mamy jeszcze dużo poniemieckiej kanalizacji ogólnospławnej, jak wiele miast i miasteczek. Po opadach ogromna ilość wody deszczowej spływa do oczyszczalni ścieków psując zachodzące w niej biologiczne procesy. Na pewno czeka nas więc stopniowe rozdzielanie kanalizacji deszczowej od sanitarnej. Bardzo ciekawy przykład mamy po sąsiedzku w Świeradowie-Zdroju, gdzie przed budynkiem Nadleśnictwa przy parkingu zaprojektowano strumyczek, który wije się teraz, spływa kaskadami po kamieniach i zasila ogród. Uważam, że to są bardzo ważne kulturowe aspekty dzięki, którym ta przestrzeń jest bardziej przyjazna dla naszych zmysłów. Woda może płynąć swobodnie, oczyszczać się, stać w niecce, cieszyć oko i być źródłem życia. Nie musi znikać w kanalizacji.

Zielony dach i przepuszczalne nawierzchnie na terenie Izerskiego Centrum Adaptacji, fot. Mariusz Dragan

Co pozostaje największym wyzwaniem dla gminy na kolejne lata?

Aktualne działania już odnoszą skutki. Po tym jak uruchomiliśmy w gminie Leśna pierwszy budżet obywatelski widzimy, że błękitno-zielona infrastruktura przemówiła do wyobraźni mieszkańców, zgłaszają już podobne oddolne inicjatywy. Większym wyzwaniem będzie rozwój błękitno-zielonej infrastruktury na terenach wiejskich, co jest o tyle ważne, że spływ powierzchniowy, jak już wspomniałem, jest ogromny. Dzisiaj pola są równo zaorane na dziesiątkach hektarów. Wielu rolników kupiło drogi śródpolne od Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, po czym je zaorało razem z rowami, powiększając powierzchnie uprawne. Zniknęły też dawne drogi, prowadzone miedzami i zalesienia śródpolne. Po tak przeprowadzonej integracji gruntów trudno jest prowadzić rozmowy o wprowadzaniu w tę przestrzeń rozwiązań retencyjnych. Popatrzmy też na tę sytuację z perspektywy rolników. Nie po to inwestowali w rozwój, duże maszyny rolnicze, żeby teraz przesiadać się na mniejsze traktory. Trudno się im dziwić. Panuje gospodarka, która zakłada konkurencyjność i wydajność. Dyskusja o zmianach w terenie, bez podważania samego modelu gospodarki rolnej, ingeruje w jakimś stopniu w interesy rolników. Natomiast jest wyjście pośrednie, od którego możemy zacząć. Korzystając z terenów będących we władaniu agencji rolnej można powołać użytki ekologiczne, a nawet rezerwaty. 

Czy wpisywałoby się to w jakąś strategię regionalną?

Leśna to niejedyna gmina na Pogórzu Izerskim, i faktycznie żeby działać skutecznie, potrzebowalibyśmy zabezpieczyć cały pas ziemi w terenach podgórskich. Możemy zbierać deszczówkę wszędzie, według podobnych reguł. W działanie mogą się włączać też inne instytucje, nie tylko gminy. Przykładowo, wspomniane już Nadleśnictwem Świeradów przygotowało w ostatnich latach zbiorniki retencyjne w lesie i nasadzenia roślin hydrofitowych, co przysłuży się całej okolicy. Te różne działania można koordynować i są takie przymiarki planistyczne. W zeszłym roku powstał plan adaptacji do zmian klimatu. To dokument wspólny dla całych Karkonoszy, Kotliny Jeleniogórskiej i Pogórza Izerskiego. Powstał w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych Aglomeracji Jeleniogórskiej i tam są zapisy, które taką współpracę umożliwiają. A na pewno dobrym argumentem będą środki zewnętrzne, które pojawią się na ten cel. Burmistrzom i wójtom dużo łatwiej jest wtedy pochwalić się przed mieszkańcami gospodarnością i zachęcić do działania.

Zdjęcie wykonane dronem daje najlepsze wyobrażenie o ukształtowaniu terenu wokół Leśnej, fot. Mariusz Dragan

Jak można przekonać kolejne gminy do inwestowania w błękitno-zieloną infrastrukturę?

Odwiedzają nas ludzie z całej okolicy od Zgorzelca po Jelenią Górę. To są na razie jednostki, ale myślę, że to właśnie ci ludzie będą namawiać swoich samorządowców. Obieg pomysłów często wygląda tak, że to mieszkańcy nadają kierunek debacie. Nagłaśniają dany temat, przekazują go radnym, radni wywołują go na sesjach. Oczywiście szybciej się osiąga cele, kiedy to burmistrz czy wójt, władza wykonawcza, inicjuje działanie, bo jest w stanie szybciej przekonać radnych. Tak jak w naszym przypadku. Pokazując radzie szansę na pozyskanie środków z EOG i partnerstwo z Fundacją Sendzimira łatwiej było tej wizji zaufać i uruchomić potrzebne procedury. Bo oczywiście musieliśmy cały ten projekt przegłosować i wpisać do budżetu decyzją rady miejskiej. To absolutnie trzeba podkreślić, że nie wystarczy inicjatywa burmistrza. Trzeba pokazać też czym jest błękitno-zielona infrastruktura i jakie korzyści może ona przynieść mieszkańcom. A na koniec trzeba odpowiedzieć na pytania o finansowanie przedsięwzięcia. W naszym przypadku wkład własny sprowadził się głównie do pracy osób, które i tak są zatrudnione w urzędzie. Jeśli taka dyskusja jest dobrze poprowadzona, to na koniec wszyscy są zadowoleni, bo powstaje miejsce, którym każdy może się pochwalić przed swoimi odbiorcami. 

Czyli krótko mówiąc zachęcamy?

Czego tu się bać? No może papierologii. Faktycznie dodaje trochę pracy. Żeby pieniądze były wydane zgodnie z celem, wymagane jest dobre poukładanie procedur i umiejętność precyzyjnego rozliczania wydatków zgodnie z wytycznymi, ale to nie jest coś nieosiągalnego. Szczególnie jeśli się ma partnera takiego jak Fundacja, wtedy wszystko jest dużo prostsze. Skoro malutka gmina na końcu świata, ze swoją kadrą urzędniczą potrafi takie zadanie zrealizować, to znaczy, że jest to w zasięgu każdego samorządu. Trzeba się tylko zastanowić czego nam brakuje i tak się wesprzeć partnerstwami, żebyśmy byli w stanie taką inwestycję w błękitno-zieloną infrastrukturę zrealizować. 

Podobne wpisy