O gminie Dąbrowa leżącej w województwie kujawsko-pomorskim robi się coraz głośniej za sprawą unikalnego na skalę Europy projektu retencyjnego. Dzięki porozumieniu między Nadleśnictwem Gołąbki a Cementownią Kujawy Lafarge zapełniono zbiorniki, które zasilają okoliczne lasy wodą odzyskaną z kopalni wapienia. W przyszłości mogą stać się podstawą systemowego rozwiązania problemu suszy rolniczej.
O kulisach projektu i planach jego rozwoju rozmawiamy z Prezesem Stowarzyszenia Młode Dęby, Radną Powiatu Mogileńskiego Agnieszką Ziółkowską oraz leśniczym Jackiem Piskorskim. Agnieszka i Jacek są założycielami lokalnych organizacji pozarządowych i absolwentami programu Zielony Lider z 2023 roku.
__
Na początek opowiedzcie o problemie z jakim się mierzycie.
Jacek Piskorski (JP): Pochodzę z terenu, w którym działamy i odkąd pamiętam, mówiło się o nim: pałucki trójkąt suszy. Co jest zaskakujące dla osób postronnych, ponieważ Pałuki są też nazywane krainą 130 jezior. A jednocześnie notujemy tu najniższe średnie krajowe, jeśli chodzi o ilość opadów, to dlatego regularnie doświadczamy suszy. Więc kiedy 12 lat temu zostałem leśniczym, byłem już wyczulony na tematy wodne. Chodząc po swoim leśnictwie widziałem wszędzie wyschnięte rowy… poza jednym. Nawet latem płynął tam rwący potok, co było dość niespotykanym zjawiskiem w tej okolicy. Zacząłem badać temat po nitce do kłębka. I tak dotarłem do zakładu górniczego, w którym wydobywa się wapień na potrzeby cementowni Lafarge. W procesie wydobywczym kluczowe jest pozbycie się wody. Do tej pory zakład pompował ją do najbliższej rzeki, czyli Noteci, bo tak było najprościej. A do mnie dotarło, że tracimy nasz skarb. Bo nie dość, że okolica ma poważny problem z suszą, to jeszcze mówimy o ogromnych zasobach wody, gruntowej i opadowej. To są zasoby w żaden sposób nieskażone ani przemysłowo, ani nawozami z pól uprawnych, i posiadające odpowiednie pH. Nie wymagają dodatkowego oczyszczania. Mówimy o 2-3 milionach metrów sześciennych wody rocznie. Żeby sobie taką skalę wyobrazić to trzeba przyrównać do 100-, 150-hektarowego jeziora.
Jaka była Twoja reakcja po tym odkryciu?
JP: Zacząłem ten temat drążyć. Zastanawiałem się, co można zrobić, żeby tej wody nie tracić bezpowrotnie. Poruszałem ten temat z każdym, kto mógł coś zdziałać lub podpowiedzieć. Zacząłem od swoich przełożonych. Leśnicy czują zagadnienia wodne, bo sami borykają się z przesuszonymi lasami, więc nie wymagało to długiego przekonywania, ale i tak dreptanie wokół tego tematu trwało 10 lat. W końcu udało się znaleźć optymalne rozwiązanie.
Inwestycja Lasów Państwowych z lotu ptaka. Materiał udostępniamy dzięki uprzejmości zespołu “Młode Dęby”:
Na czym ono polega?
JP: Podpisaliśmy umowę między Lafarge a Lasami Państwowymi, która zakłada wykorzystanie wody odzyskiwanej z kopalni. Po stronie kopalni była budowa nowych przepompowni. Lasy Państwowe natomiast poprowadziły 3-kilometrowy rurociąg – przy drodze, żeby nie trzeba było wycinać lasu. Tędy woda dociera do naszego głównego punktu – Zbiornika Kacze Doły, który jest w miejscu dawnych terenów podmokłych. W sumie dysponujemy 15 hektarami lustra wody. Na terenie mojego leśnictwa Szczepanowo jest 12 hektarów. Stąd woda, już grawitacyjnie, dociera półtorakilometrowym rowem do sąsiedniego leśnictwa, gdzie 10 lat temu nadleśnictwo wybudowało mniejszy zbiornik retencyjny. To był nasz poligon doświadczalny. Ten mniejszy zbiornik był pierwszym podejściem do problemu suszy. Patrząc na temat historycznie to teren wodno-bagienny, tylko osuszony, w dodatku dobrze umiejscowiony w dolinie. Wszyscy pokładali duże nadzieje w związku z tamtą inwestycją. Tak się złożyło, że tuż po otwarciu, mieliśmy dość śnieżną zimę w 2011 roku. Zbiornik się napełnił, więc odetchnęliśmy z ulgą. Tyle, że potem już się taka zima nie powtórzyła. Zbiornik stał suchy przez całą dekadę. Więc kiedy wpadłem na pomysł z kopalnią pierwsze co sprawdziłem to spady, czy będzie się dało te planowane lokalizacje połączyć w jeden system retencyjny. Na tamtym etapie nie udało się przekonać do tego rozwiązania gminy, więc inwestycja objęła wtedy wyłącznie tereny leśne.
Wróćmy zatem do Zielonego Lidera, bo zgłosiliście się do programu, żeby w pewnym sensie inwestycja zaczęła przynosić korzyści całej społeczności. Dlaczego chcecie włączyć do tego projektu samorząd, mieszkańców i rolników?
JP: W kontrakcie między Lasami Państwowymi a Lafarge zapisaliśmy 750 tysięcy metrów sześciennych wody rocznie. Aktualną pojemność zbiorników szacujemy na 250 tysięcy metrów sześciennych. Nawet biorąc pod uwagę wsiąkanie i parowanie mamy wyraźną nadwyżkę wody, którą warto wykorzystać. Zwłaszcza, że po tym co już się wydarzyło, dalsze kroki nie wymagają wielkich nakładów finansowych. I pamiętajmy, że kopalnia wypompowuje w sumie 3 miliony metrów sześciennych wody, więc perspektywy rozwoju są ogromne. I to dlatego zgłosiliśmy się do Zielonego Lidera, żeby teraz z pomocą ekspertów zastanowić się, jak zachęcić kolejne grupy lokalne do skorzystania z tych ogromnych zasobów. Tym bardziej, że mamy dobre podstawy, żeby tę wodę w terenie zagospodarować. Są to tereny po zaborach pruskich, mamy całą sieć rowów melioracyjnych. Drenaż jest wykonany na wielu obszarach, wystarczyłoby odwrócić kierunek płynięcia wody i zamiast osuszać, nawadniać pola. Chcemy do tego wykorzystać lokalne warunki i wymagający zaledwie kilku usprawnień gotowy praktycznie system. Dlatego traktuję inwestycję Lasów Państwowych jako punkt startowy, od którego wszystko się zacznie. Mam nadzieję, że teraz to będzie jak z kostkami domina.
Tylko dlaczego potrzebne jest aż tak rozległe międzyinstytucjonalne działanie? Czy gmina nie posiada własnych źródeł wody?
Agnieszka Ziółkowska (AZ): Jestem radną, więc przedstawię zagadnienie z tej perspektywy. Nasza gmina jest typowo rolnicza, 80% powierzchni stanowią pola uprawne. I one faktycznie muszą być nawadniane, niestety. W dodatku rolnicy zaczęli sięgać po studnie głębinowe. W tej chwili oficjalnie zarejestrowanych jest kilkanaście studni, ale trudno mi uwierzyć, że nie powstaną następne, jeśli susze się będą nasilać. Zmiany klimatu postępują. Wcześniej, kiedy byłam członkinią zarządu powiatu mogileńskiego, pojawiały się próby uruchomienia małej retencji. W samorządzie są pojedynczy ludzie, którzy rozumieją ten temat. Jest chociażby Pan Eugeniusz Majka, który jest skarbnicą wiedzy odnośnie wszystkich rowów melioracyjnych, zbiorników, śluz. To dzięki niemu mamy zinwentaryzowaną całą gminę. Wiemy, gdzie jest jaki rów, zagłębienie, staw. Z poprzednim Starostą Powiatu Mogileńskiego Bartoszem Nowackim szliśmy w dobrym kierunku. Wyszliśmy z założenia, że skoro mamy sieć wodociągową czerpiącą ze źródeł podziemnych, to powinniśmy chronić te rezerwy wody pitnej i zachować je na potrzeby mieszkańców.
JP: Przy tak małej skali opadów nie powinno w ogóle dochodzić do rolniczego wykorzystania rezerw wody pitnej. Dla nas woda jest na wagę złota, ponieważ uzupełnienie tych podziemnych pokładów jest bardzo trudne. Warto przekonać rolników, że zamiast tych źródeł można skorzystać z przepompowanej wody, którą gromadzimy w zbiornikach Lasów Państwowych. Wystarczy rozprowadzić ją systemem rowów melioracyjnych tak, żeby rolnicy mogli z niej korzystać.
Czy udało się już kogoś przekonać do waszego pomysłu?
JP: Próbujemy. To jest długi proces. Woda z kopalni ruszyła 12 października 2023 roku. Napełniamy system etapami, właściwie wszędzie są już widoczne lustra wody. Specjalnie pogłębialiśmy główny zbiornik, żeby mieć jak największe zapasy. Sąsiada z leśnictwa obok, już praktycznie „zalaliśmy”, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, więc widać pierwsze efekty.
AZ: Na początku czuliśmy, że wszyscy podchodzą do tego pomysłu na zasadzie: „Coś tam sobie wymyślili”. Niektórzy patrzyli na nas jak na dziwaków. Ale kiedy pojawił się strumień wody to nastawienie się zmieniło. Kiedy gołym okiem widać wodę łatwiej rozpocząć dyskusję o tym, jak teraz rozprowadzić ją na potrzeby mieszkańców. I to jest właśnie nasz pomysł na projekt w ramach Zielonego Lidera. Chcemy najpierw przekonać niezdecydowanych, pokazać jak to może wyglądać, jeśli woda popłynie z kopalni siecią rowów melioracyjnych na drugi koniec gminy. W ramach doradztwa Zielonego Lidera konsultujemy się jak przeprowadzić proces edukacyjny, a właściwie partycypacyjny, z rolnikami, bo oni są w tej sytuacji kluczowymi partnerami.
JP: Tak naprawdę chcemy, żeby każdy na tej sytuacji skorzystał. Kopalnia może się wykazać i dzięki tej inwestycji zredukować ujemny wpływ swojej działalności na środowisko. Mieszkańcy mogą uzyskać bezpieczeństwo wodne na kolejne dekady. Rolnicy mogą zapewnić sobie nawadnianie, bez sięgania do zasobów wody pitnej. Tylko potrzebujemy się zastanowić, jak skutecznie wszystkich do takiego rozwiązania przekonać. Gmina też zyska, bo rozwiąże problem suszy niemal bez dodatkowych kosztów, wykorzystując pierwszy etap inwestycji i gotowy już system rowów oraz drenaż, który jest właściwie gotowy do użycia.
AZ: Przekonujemy samorząd, ale szukamy też alternatywnych rozwiązań, środków dostępnych dla instytucji pozarządowych. Ale myślę, że najlepiej sprawdziłoby się to w partnerstwie czy to z gminnym, czy powiatowym, czy wojewódzkim samorządem. W nadchodzącym programowaniu środków unijnych jest duży nacisk na retencję, więc te środki są już przygotowane – to wyłącznie kwestia napisania wniosku. Mamy też pomysł na działania uzupełniające, w mniejszej skali – chcemy łapać wodę deszczową. Wtedy stowarzyszenie Młode Dęby, może się starać o środki na zakup urządzeń do zbierania deszczówki, żeby potem rozdystrybuować je na terenie gminy.
Czy, przy okazji działań dla społeczności, spodziewacie się widocznych zmian w środowisku naturalnym? Czy taki projekt może wpłynąć także na wzmocnienie bioróżnorodności?
JP: Na pewno przywrócimy niektórym miejscom charakter bliski temu, jaki był typowy na tych terenach. Przed osuszeniem pod działalność rolniczą było tu więcej mokradeł. Same nazwy miejscowości na to wskazują: Białe Błota, Mokre. Nie spodziewałbym się tu powstania torfowisk, ponieważ mamy podłoże gliniaste, pod nim skałę wiapienną. To warunki alkaliczne, więc i rośliny będą typowe dla takiego środowiska. Ale efekt przyrodniczy z pewnością będzie wyraźny. Już to obserwuję. Najszybciej reaguje fauna. Przylatują łabędzie, stada kaczek. Specjalnie pozostawiłem na zbiornikach wyspy i z korzeni, i ziemiste, żeby ptactwo mogło się na nich łatwo osiedlać – o co początkowo mieli do mnie pretensje projektanci, bo zazwyczaj wolą, żeby zbiorniki były czysto techniczne, wygodnie w konserwacji. Mówię o tym rozwoju przyrody z taką pewnością, bo widziałem pierwsze efekty zalania mniejszego zbiornika, po wspomnianej już śnieżnej zimie w 2011 roku. Wtedy obserwowaliśmy powrót kumaków. Jak tylko pojawiła się tam woda, za nią przyszła cała mnogość płazów. To sobie nawet trudno wyobrazić, jak szybko takie mokradłowe ekosystemy się odbudowują, kiedy zapewnimy odpowiednie warunki. Trzeba było w domu szczelnie zamykać okna, tak mocny był głos kumaków. Aż sam wpadałem w trans od tych wibrujących dźwięków [śmiech]. Spodziewam się, że to będzie autentyczny „wybuch” flory i fauny we wszystkich zbiornikach, które uda się nam napełnić, bo oprócz tych już wspomnianych miejsc, mamy też na oku wysychający staw tzw. „jeziórko” zlokalizowany w Szczepanowie. Lista takich punktów mniejszych i większych, zdolnych do przyjmowania wody z kopalni, może się stopniowo wydłużać.
Trzymamy w takim razie kciuki za pełną realizację planu. Na koniec chcielibyśmy ośmielić do działania wszystkich, którzy pragną włączyć się w zieloną transformację. Czy możecie w ramach inspiracji opowiedzieć o waszej drodze do aktywizmu?
AZ: Stowarzyszenie Młode Dęby, z którym jestem związana, narodziło się trochę z przypadku, a ostatecznie stało się dla mnie przygodą życia. Wszystko zaczęło się w 2006 roku, kiedy pracowałam w urzędzie gminy Dąbrowa. Panował boom na zakładanie stowarzyszeń, więc i my z ówczesnym sekretarzem gminy założyliśmy swoje. To była moja pierwsza praca, tuż po studiach, wejście do środowiska ludzi z zupełnie innego poziomu. Chyba bałam się po prostu odmówić. Byłam kompletnie nieświadoma zasad działania takiej organizacji, natomiast nie brakowało mi zapału. Wystarczyło kilka lat działania w sektorze pozarządowym, żeby doznać osobistego przełomu. Przeszłam przyspieszoną ścieżkę od „Co ja takiego robię?” do „Ale to jest fajne!”. Teraz mamy doświadczenia zebrane z 18 lat prowadzenia działalności i różnych projektów, które zrealizowaliśmy na poziomie gminy, powiatu czy województwa. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym funkcjonować inaczej.
Jak wyglądały początki współpracy między waszą dwójką, bo Jacek formalnie nie jest członkiem stowarzyszenia Młode Dęby.
JP: Faktycznie, jestem bardziej sympatykiem. Mieszkam we wsi Szczepanowo, gdzie właśnie założyliśmy kolejne stowarzyszenie, Karaś, które ma podtrzymywać tradycje wędkarskie. Natomiast dużo współpracuję z Młodymi Dębami przy projektach środowiskowych.
AZ: W 2010 roku realizowaliśmy projekt „Akcja Liść Dębu”, dzięki niej zinwentaryzowaliśmy na terenie gminy Dąbrowa wszystkie wolno rosnące dęby. Znaliśmy się dłużej, ale to wtedy Jacek włączył się do działania. Dzięki jego kompetencjom byliśmy w stanie zmierzyć obwód, oszacować wysokość oraz wiek tych drzew. Od tego czasu współpracujemy regularnie. Niektórzy nawet myślą, że od tej akcji wzięła się nazwa stowarzyszenia, ale ona powstała wcześniej. Inspiracją był herb Dąbrowy. Podsumowując, zachęcamy wszystkich do angażowania się w sprawy lokalne. Wymaga to wytrwałości, ale prędzej czy później przynosi ogrom satysfakcji i sprawia, że w naszych wsiach, miastach, małych ojczyznach żyje się lepiej.
Wywiad przeprowadził Maciej Kozłowski
Zdjęcie w nagłówku: Jacek Piskorski i Agnieszka Ziółkowska przy tablicy upamiętniającej budowę zbiornika retencyjnego, fot. Karol Gapiński / Tygodnik Pałuki