O mokradłach, przygotowaniu do zmian klimatu i współpracy regionalnej rozmawiamy z Andrzejem Rajem, dyrektorem Karkonoskiego Parku Narodowego (KPN).
Na terenie KPN chronione są między innymi górskie mokradła. Jednocześnie park upomina się o rozszerzenie ochrony na kolejne tereny, o podobnym charakterze. Z czego wynika taki kierunek aktywności?
Jeśli miałaby tu zabrzmieć prosta odpowiedź, to ja mogę ją zawrzeć nawet w jednym zdaniu. Spodziewamy się w kolejnych dekadach narastających problemów z dostępem do wody. Przyczyną są zmiany klimatu. Monitorujemy je głównie ze względów przyrodniczych. Karkonosze od wielu lat kojarzą się z bardzo surowym i wilgotnym klimatem. Nazywane są Małą Arktyką w Środkowej Europie, właśnie między innymi ze względu na górskie torfowiska zlokalizowane w strefie górnej granicy lasu czy też piętrze subalpejskim. Wzrastające stężenie gazów cieplarnianych w atmosferze prowadzi do wzrostu temperatur i zmiany struktury opadów atmosferycznych. Jesteśmy tym zaniepokojeni. Bo możemy utracić to co nas wyróżnia na tle gór środkowej Europy, czyli arktyczny charakter. Roślinność, którą tu zobaczymy to po części relikty epoki lodowcowej. Oczywiście nie tylko. Ale to wspaniały katalog ważnych dla Karkonoszy gatunków. Malina moroszka, skalnica śnieżna, gnidosz sudecki, wierzba lapońska – sama nazwa mówi skąd pochodzi. Ale to nie tylko wyizolowany problem przyrodniczy. Takie zmiany wiążą się też z dużym ryzykiem utraty dostępu do wody dla mieszkańców. Dlatego chcemy o tym temacie głośno mówić, żeby nie ograniczać dyskusji do grona specjalistów, przyrodników. To nie są moje subiektywne odczucia, czy prywatna opinia, posiadamy liczne naukowe dowody. Pochodzą z raportów międzynarodowych, opracowań regionalnych, ale i własnych pomiarów prowadzonych w parku.
Czego możemy się dowiedzieć z tych pomiarów?
W obrębie Karkonoszy zmieniła się struktura opadów atmosferycznych i rozkład temperatur, co ma liczne konsekwencje i dla przyrody i dla społeczności lokalnych. W zrozumieniu tych zjawisk pomagają nam obserwacje zebrane w stacjach badawczych. Wysokogórskie Obserwatorium Meteorologiczne im. Tadeusza Hołdysa na Śnieżce zbiera je od początku XIX wieku. To jedna z najstarszych serii danych meteorologicznych w Europie. Od 1957 roku pomiary prowadzi też Stacja Meteorologiczna na Szrenicy. Początkowo była obsługiwana przez Uniwersytet Wrocławski, ale od dłuższego już czasu podlega administracji KPN. Trzecia partia danych pochodzi ze stacji zlokalizowanej przy Żywym Banku Genów w Jagniątkowie. Mierzymy wszystkie parametry hydrologiczne oraz meteorologiczne i wnioski są jednoznaczne. Odchylenia od średnich notowanych w poprzednich dziesięcioleciach są coraz większe. Widać tu wyraźną tendencję, z której wynika, że będziemy mieć krótkotrwałe okresy z dużymi opadami. Będą pojawiać się rzadko i szybko spłyną czyniąc nieraz olbrzymie szkody zarówno w przyrodzie jak i w infrastrukturze komunalnej, drogowej, mostowej. Pomiędzy deszczami nawalnymi będą występować susze. Także za sprawą wzrostu temperatur, który już wywołuje większe parowanie z gleby, większą transpirację – czyli parowanie roślin. To z kolei sprawia, że rośnie zapotrzebowanie ekosystemów na wodę. I koło się zamyka. Ponieważ mówimy jednocześnie o okresach długotrwałej suszy i opadów nawalnych mamy trudną układankę. Powinniśmy naprawdę poważnie zająć się retencjonowaniem i gromadzeniem wody w zbiornikach. Zarówno z punktu widzenia przyrodniczego jak i społecznego czy gospodarczego. To są wyzwania do których musimy się przygotować.
Czy ma Pan jakieś konkretne liczby, żeby zobrazować te zjawiska?
Dobrym przykładem będzie zmiana w strukturze zalegającego śniegu. Zmieniła się ze względu na wyższe temperatury i skracanie się okresów zimowych. W przeszłości mieliśmy potężny depozyt w postaci grubej warstwy śniegu, która była budowana przez wiele miesięcy i sukcesywnie topniała w okresie przedwiośnia. Z jednego metra sześciennego otrzymywaliśmy 700-800 litrów wody. Dzisiaj z tej samej objętości otrzymujemy 250-300 litrów wody. Dlatego, że obecnie pokrywa śnieżna buduje się krócej, więc ma mniejszą gęstość. Po części to wynika też z dużej fluktuacji temperatur. Chciałbym podkreślić, że rozmawiamy na początku lutego, a za oknem mam 10 stopni Celsjusza. Śnieg zalega tylko w najwyższych partiach Karkonoszy. Wszystko to razem sprawia, że wody z roztopów jest 2-3-krotnie mniej niż 20, 30 lat temu.
Co to oznacza dla samorządów lokalnych?
O tyle mniej wody spłynie rzekami do ujęć wody pitnej. Bo to śnieg, topniejąc powoli nasączał cały krajobraz wodą. Teraz marzec nie wygląda jak typowe przedwiośnie z łagodnym wzrostem temperatur. Zamiast tego pojawia się wysoka, niemal letnia temperatura, śnieg szybko topnieje, następuje równie szybki odpływ i przez to kwiecień czy maj są już bardzo suchymi miesiącami. Ten brak wody widać oczywiście w różnych miesiącach, latem, jesienią, nie tylko na początku roku. Co jest dla wielu zaskakujące, o tyle że sumaryczne, roczne opady pozostają niezmienne. Nie jesteśmy na takie zjawiska przygotowani. Za mało o tym mówimy, więc bardzo się cieszę, że jesteśmy partnerem merytorycznym konferencji organizowanej przez Fundację Sendzimira w Jeleniej Górze. To okazja, żeby rozmawiać na ten temat z przedstawicielami samorządów. Im szybciej zaczniemy się przygotowywać do konsekwencji zmian klimatu, tym łagodniej będziemy przechodzić przez okresy niedoboru wody.
Większość z nas postrzega park narodowy przez pryzmat widokowych tras turystycznych i ochrony bioróżnorodności. Ale trzeba dodać, że ekosystemy w nim chronione można traktować jak dostawcę konkretnych usług.
Zgadza się. Góry dostarczają olbrzymie ilości wody pitnej dla miejscowości położonych poniżej. Zgodnie z danymi zapisanymi w aktualnych pozwoleniach wodno-prawnych z Karkonoszy płynie prawie 7 mln metrów sześciennych wody rocznie i tak trafia do naszych kranów. Dla parku zawsze najważniejsza będzie ochrona przyrody, ale nie da się ukryć, że ten wymiar społeczny naszej działalności jest istotny. Poza tym inaczej patrzymy na ochronę przyrody jeśli wiemy, że ogromna część wody trafia do mieszkańców w wysokiej jakości, ponieważ pochodzi z terenu parku, albo z jego otuliny. Ale to jest tylko fragment wodnej układanki. Tu musimy się przyjrzeć historii, żeby wyjaśnić kontekst. Wiele ujęć wodnych było budowanych jeszcze przed drugą wojną światową, albo tuż po niej, w oparciu o potrzeby ówczesnej lokalnej społeczności, które były skromniejsze niż dziś. Wtedy Karpacz, Szklarska Poręba czy nawet Jelenia Góra dysponowały zdecydowanie mniejszą bazą noclegową, turystyczną. Było też mniej mieszkańców. A więc tamta infrastruktura zapewniała wystarczające ilości wody.
Jak to wygląda obecnie?
Upłynęło kilkadziesiąt lat, powstały nowe osiedla, rozwinęły się też usługi turystyczne. Sam park łącznie z otuliną odwiedza rocznie około 3 milionów osób. Dla branży turystycznej i dla regionu to duża wartość, ale dla administracji wyzwanie, bo jak w tych warunkach zachować zrównoważony charakter regionu? XXI wiek dał nam przyrost hoteli, apartamentowców, pensjonatów w których zużycie wody jest bardzo duże. W związku z tym musimy myśleć o dostosowaniu całego systemu gromadzenia i ujęć wody. Park monitoruje nawodnienie w ekosystemach, ale promujemy szersze podejście. To co spłynie grawitacyjnie poniżej Karkonoszy powinniśmy zabezpieczać na potrzeby bytowe mieszkańców. W dolnych partiach możemy gromadzić wodę i korzystać z niej w okresach deficytu. Od wielu lat przypominamy gminom o potrzebie budowania zbiorników retencyjnych w kotlinie jeleniogórskiej. Mamy fantastyczny przykład zbiornika Sosnówka. Pracuję w parku już prawie 40 lat i widziałem jak go budowano. Powiem szczerze, że sceptycznie patrzyłem na to przedsięwzięcie. Dzisiaj jestem przekonany, że gdyby nie Sosnówka, Jelenia Góra doświadczałaby braku wody, bo naturalne ujęcia nie są w stanie sprostać potrzebom mieszkańców. To jest przykład perspektywicznego podejścia do gospodarowania wodą.
Mówimy o infrastrukturze dostarczającej wodę do mieszkańców. Jak w tym kontekście powinniśmy spoglądać na mokradła? Czy warto przekonywać samorządy do ich ochrony? Dlaczego leży to w ich interesie?
Torfowiska to najlepszy, naturalny, stabilizator zasobów wodnych. Magazynują wodę jak gąbka, i stopniowo uwalniają przez potoki, rzeki. Mamy dane pokazujące, że ujęcia wodne, które są zlokalizowane w zlewniach pozbawionych torfowisk wysychają szybciej niż te, których źródliska są zlokalizowane na terenach mokradłowych. I tu przechodzimy do tematu gmin górskich. Mają one mnóstwo wspaniałych łąk wilgotnych z tak zwanymi tofrowiskami przejściowymi, albo niskimi. One się wykształciły w dolinach potoków, które nie były uregulowane i wykształciły fantastyczne rozlewiska mokradłowe.
Czy park może pomóc w ich ochronie?
Wykonaliśmy już dużą część pracy potrzebnej do ich ochrony. Zidentyfikowaliśmy tereny na których występują. Zagrożeniem dla nich jest presja budowlana, a dokładnie osuszanie traktowane jako wstęp do inwestycji. Musimy powiedzieć stop takim praktykom. W interesie społecznym i przyrodniczym jest utrzymanie podmokłego charakteru takich łąk. Jeśli je osuszymy odpływ wody będzie jeszcze większy. To dlatego nasze działania są kierowane także do samorządów. Prowadzimy inwentaryzację, monitoring i dzielimy się informacjami z projektów realizowanych na terenie parku, jego otuliny a nawet szerszego otoczenia. Tylko tak możemy przekonywać samorządy do zachowania pozostałych mokradeł. W niektórych przypadkach dysponujemy narzędziami prawnymi. Jeśli takie siedliska zlokalizowaliśmy w systemie Natura 2000, to zarówno Park jak i Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska ma narzędzia, żeby blokować przekształcanie takich gruntów. Ale jest też wiele obszarów, które nie zostały zidentyfikowane jako siedliska podlegające ochronie prawnej. Wtedy staramy się podnosić świadomość mieszkańców i samorządowców, aby to oni we własnym zakresie pilnowali, żeby takich terenów nie osuszać.
Jak wygląda taka współpraca parku z samorządami?
Bardzo różnie. Niektóre gminy korzystają z naszej wiedzy podczas planowania. Jednak bardzo wiele samorządów nie posiada miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Operują tylko decyzjami o warunkach zabudowy. A wtedy zgody podpisywane są na chybił trafił. Często na wniosek inwestorów spoza lokalnej społeczności. Dysponując nadmiarem środków finansowych kupują grunty w atrakcyjnym krajobrazowo terenie żeby zarobić krótkoterminowo na takiej inwestycji. W moim przekonaniu, za takimi działaniami nie leży żaden interes społeczny, który wymagałby ochrony. Mało tego, często sołtysi i mieszkańcy przyjeżdżają i apelują, żeby park pomagał w ratowaniu newralgicznych terenów i dostarczamy argumentów przeciw takim decyzjom. Wtedy dochodzi do zderzenia interesów różnych grup społecznych.
Na co wtedy stawia park?
Kierujemy się przede wszystkim interesem przyrodniczym i dobrostanem społeczności lokalnej. Bo dla niej środowisko zapewniające wodę jest niezbędne. Inwestorzy mogą zawsze szukać innych źródeł dochodów. Jeśli tu zainwestują to po to, żeby za chwilę sprzedać taki obiekt. Koszty środowiskowe poniosą mieszkańcy. To są nieodwracalne straty dla przyrody. Dlatego tak ważne jest wzmacnianie społeczeństwa obywatelskiego, które dobrze rozumie lokalne dziedzictwo, krajobrazowe, przyrodnicze i kulturowe, po to by chronić je w interesie mieszkańców. Hasło promujące doliny pałaców i ogrodów kotliny jeleniogórskiej nie pojawiło się znikąd. Właśnie dzięki koegzystencji przyrodniczego krajobrazu i zabudowy historycznej mamy tak wspaniały region.
Czy istnieją dokumenty, które pomagają samorządom w działaniu na regionalnym poziomie?
Powstała strategia klimatyczna dla całego subregionu jeleniogórskiego. Zapoznałem się z nią choć nie byliśmy angażowani w budowanie tego dokumentu. Powstał na bazie ankiet wypełnianych przez lokalne samorządy. Po tej lekturze wiem, że są gminy, które podeszły do zagadnienia bardzo odpowiedzialnie i rozważnie zidentyfikowały największe zagrożenia jakie mogą wystąpić na skutek zmian klimatu. Niestety są też przykłady gmin leżących w pobliżu Karkonoszy, które uznały, że skoro mają dostęp do wody, to nie poczuwają się do podejmowania odważniejszych kroków czy nawet dyskusji. To niepokojący sygnał, bo ich sytuacja nie jest stabilna. Czasami pierwsze symptomy pojawiają się gdy problemem z wodą trudno już zarządzać. Inwestycje w retencję są długotrwałe, wymagają analizy terenu, administracyjnych przygotowań, finansowego zaplecza. Jest też drugi dokument, najnowszy plan zagospodarowania przestrzennego województwa dolnośląskiego, który uwzględnia nasz wniosek, by całe Karkonosze uznać za obszar funkcjonalny przyrodniczo. To oznacza i to, że należy gromadzić w nim zasoby wodne.
Czy będzie to miało przełożenie na konkretne działania?
To zagadnienie bardzo złożone, wielowątkowe i zależne od wielu instytucji. Jeśli chodzi o grunty należące do skarbu państwa, to są one lepiej zabezpieczone. W większości są użytkowane przez KPN i Lasy Państwowe. Nawet w lasach gospodarczych usługi ekosystemów są lepiej zabezpieczone niż na gruntach prywatnych, które łatwiej zabudować, o czym już wspominałem.
A jeśli chodzi o aktywność samorządowców?
Tu w mojej ocenie trudność polega na braku jednolitej polityki. Każda gmina ma swoją strategię. Pomimo, że działa związek gmin karkonoskich, każda jednostka indywidualnie podchodzi do zagospodarowania przestrzennego i retencji. Nie jest to funkcjonalne rozwiązanie, bo granice gmin są wyznaczone sztucznie, czysto administracyjnie. Zlewnie rzek i potoków są w związku z tym dzielone na dwie, trzy części. Dlatego bez regionalnego mechanizmu trudno jest skutecznie gospodarować zasobami wodnymi. Powinniśmy sobie to jasno powiedzieć. Gminy są małymi jednostkami. Skuteczniej zabezpieczymy zasoby wodne jeśli przyjmiemy szerszą perspektywę. Stosunkowo łatwo będzie o takie porozumienie między parkiem narodowym a Lasami Państwowymi. Natomiast kluczowe będzie zespołowe działanie w całej kotlinie jeleniogórskiej. Należałoby więc zaprosić do wspólnego stołu samorząd gminny, powiatowy, wojewódzki, do tego park narodowy i nadleśnictwa.
Długa lista.
Ale to jest to minimum. Kilkadziesiąt instytucji, które powinny wypracować spójną politykę zarządzania przestrzenią, wodami opadowymi i ściekami, bo te trzy wątki należy ze sobą łączyć. Zbyt mało mówimy o wpływie przemysłu turystycznego na środowisko, o zanieczyszczeniu wód i powietrza. Obecne technologie pozwalają na uzyskanie krystalicznie czystej wody ze ścieków. W Szwecji, Norwegii całej Skandynawii widziałem takie rozwiązania. Podczas jednego z pokazów, w trakcie wizyty studyjnej zorganizowanej przez Fundację Sendzimira, inżynier, który zaprojektował oczyszczalnię stanął na końcu instalacji, wyciągnął z kieszeni szklankę i napełnił ją przefiltrowaną wodą, którą po chwili wypił na oczach wizytujących. Demonstrował pewność, że ta woda jest czysta pod każdym względem, bakteriologicznym, chemicznym. Też sięgnęliśmy po szklanki.
Chcielibyśmy zakończyć naszą rozmowę miłym akcentem i zaprosić czytelników, żeby na własne oczy przekonali się o pięknie mokradeł. Czy jest jakaś ścieżka w Karkonoskim Parku Narodowym, którą może Pan polecić tym, którzy chcą zobaczyć górskie torfowisko?
Przykładów jest wiele, ale skupię się na dwóch łatwo dostępnych trasach, które pokazują różne oblicza torfowisk. Jeśli jesteśmy na Równi pod Śnieżką, idąc niebieskim szlakiem z Domu Śląskiego do Lucni Boudy – bo z dumą rozwijamy ideę parku transgranicznego – przechodzimy przez jedno z najbardziej spektakularnych mokradeł w Europie, a może i na świecie. To najbardziej charakterystyczne torfowisko wysokie, wierzchowinowe, subarktyczne, z piękną roślinnością i fizjonomią typowej Skandynawii. Powrót na stronę polską można kontynuować szlakiem żółtym, tak zwaną Jantarową Drogą. Druga ścieżka, równie fantastyczna, prezentuje typ torfowiska zboczowego. Trasa prowadzi zielonym szlakiem pomiędzy grupą skalną Pielgrzymy a Przełęczą Karkonoską. W całym parku przygotowaliśmy kilometry kładek umożliwiających przejście przez mokradła suchą stopą. Dzięki temu prowadzimy przystępną edukację na temat roli terenów podmokłych i nie zakłócamy procesu hydrologicznego, który w naturalnym rytmie następuje pod kładkami. Woda spokojnie przepływa, torfowce i inna roślinność chroniona pozostaje nienaruszona a przy okazji zwiedzający mogą to atrakcyjne zbiorowisko roślin podziwiać z bliska.
Wywiad przeprowadził Maciej Kozłowski